środa, 4 czerwca 2014

#3 Lena

Szum fal rozbijających się o skały unosił się dookoła. Ostatnie promienie słońca oświetlały nasze twarze. Woda chlupotała zachęcająco, obmywając nam stopy. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam w znajome brązowe tęczówki. Byliśmy tu tylko we dwoje. Nikogo więcej. Powoli zbliżyłam się do chłopaka, wyczekując na pocałunek. Brunet wyciągnął rękę, którą natychmiast złapałam. Jeszcze jeden krótki krok i byłam w jego ramionach. Zaśmiałam się gdy stopy ugrzęzły mi w piasku na którym stałam. Przygryzłam wargę czując jego dłonie na mojej talii. Jego brązowe oczy zabłyszczały figlarnie. Nasze nosy zetknęły się delikatnie, byliśmy coraz bliżej, jeszcze trochę i...

Nagły upadek z łóżka spowodował nieprzyjemne przebudzenie. Kompletnie zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju, zerkając przelotnie na zegarek. Z miną naburmuszonego dziecka wdrapałam się na łóżko i prawie natychmiast opadłam na poduszki, przykrywając twarz jaśkiem. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam twarz Seana milimetry od swojej. Westchnęłam głośno i powoli wstając, skierowałam się do łazienki. Miałam nadzieję, że prysznic odpędzi resztki tego snu. Piętnaście minut później byłam całkowicie rozbudzona, a mój żołądek w dość głośny sposób dawał o sobie znać. Postanowiłam najpierw sprawdzić Twittera. Z uśmiechem odnotowałam wiadomość od dziewczyn. Jasminee pisała o kłótni z Jackiem, jednak robiła to dość ogólnie. Natychmiast otworzyłam nową wiadomość i napisałam do przyjaciółki. Zadowolona z siebie przeczytałam kilka tweetów Gabrielle, mając nadzieję, że czuje się lepiej. Uruchomiłam konwersację z obydwoma dziewczynami, po czym wysłałam im krótką wiadomość i zapytanie czy będą miały później czas na rozmowę. Włączyłam muzykę podkręcając głośność i ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Sissy słysząc moją krzątaninę wygramoliła się z legowiska, prosząc o pieszczoty. Podrapałam psiaka po brzuchu i nasypałam jej suchej karmy. Otworzyłam lodówkę i jęknęłam widząc w niej jedynie światło. Zerknęłam na psa, który wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi dwukolorowymi oczami.
-Twoja pani ma sklerozę i cholernie mało czasu ostatnio. Wygląda na to, że dzisiaj nie mam śniadania. Cóż, trudno.
Pies szczeknął krótko, jakby protestował.
-Spokojnie. Ty masz karmę a ja... Zjem coś na mieście.
Wypiłam szklankę soku, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z żołądka. Przez chwilę wszystko dookoła kręciło się szybko, jednak po chwili zawroty minęły. Ostatnio nie miałam czasu na regularne posiłki i teraz to odbijało się na moim samopoczuciu. Szybko uznałam, że przesadzam. Kilka treningów jeszcze nikogo nie zabiło, pomyślałam. Przebrałam się w dresy, zgarnęłam telefon, ipoda i skierowałam się do wyjścia. Bieg do parku sprawił, że na nowo zaczęłam myśleć o swoim śnie. Poczułam jak policzki palą mnie z zakłopotania. Gdy dotarłam do doskonale znanego mi miejsca, gdzie zawsze trenowałam, nie wiedziałam co mam robić. Odkąd poznałam Seana moje życie i uczucia były wywrócone do góry nogami. Z jednej strony chciałam mu zaufać i dać szansę, ale z drugiej czułam, że jest jeszcze na to za wcześnie a ja kompletnie nie znam tego chłopaka. Zamknęłam oczy i przećwiczyłam układ kilkakrotnie. Musiałam być gotowa w stu procentach na występ z Ianem. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Zaskoczona spojrzałam na wyświetlacz i jęknęłam.
-Tak słucham?
-Przylatujmy dzisiaj do Londynu. Mogłabyś nas odebrać z lotniska?
-Cześć mamo, też się cieszę, że cię słyszę. U mnie w porządku, fajnie że pytasz.
Słysząc chłodny głos matki mogłam wręcz zobaczyć jak wywraca oczami i zaciska usta z niezadowolenia.
-Nie jesteś pępkiem świata. Pytałam czy możesz nas odebrać z lotniska?
-Wybacz, nie jesteście pępkami świata. Mam trening. Nie dam rady. Ale powinnam wrócić zanim dojedziecie, ewentualnie poczekacie na klatce.
-Oczywiście. Rodzina przyjeżdża, a ty spędzasz czas na sali treningowej? Typowe.
-Nie mam zamiaru się kłócić. Jeśli chcecie się ze mną zobaczyć to zapraszam do mojego mieszkania. Adres znacie. Ja powinnam wrócić około godziny 20, 21.
-Lena nie możesz tak nas lekceważyć!
-Ależ ja was nie lekceważę. Wyjechałam ponad 9 miesięcy temu a wy nawet przez jeden dzień nie próbowaliście się ze mną skontaktować. Więc kto tu kogo lekceważy? Bo chyba zapomnieliście, że macie córkę.
-Tak się składa, że...
-Wybacz mamo. Muszę kończyć. Gdybyś zainteresowała się moim życiem wystarczająco mocno, wiedziałabyś, że niedługo mam bardzo ważny występ i muszę się przygotować. Spokojnego lotu.
Zanim matka zdążył cokolwiek powiedzieć, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Kręcąc z niedowierzaniem głową zgarnęłam wilgotne kosmyki z twarzy, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam z powrotem do domu. Skoro moi rodzice mięli przyjechać, musiałam zrobić generalne porządki i jakieś zakupy. Nie żeby ich to interesowało, pomyślałam. W drzwiach przywitała mnie rozochocona Sissy. Z reguły zawsze po treningu brałam prysznic i szłam z nią na spacer. Niestety tym razem nie mogłam wywiązać się z obietnicy. Poklepałam psa po grzbiecie i uśmiechnęłam się smutno.
-Przykro mi mała. Tym razem musimy odpuścić spacer. Będziemy miały gości...
Pies zawarczał obrażony i skierował się na swoje ulubione miejsce w salonie. Wzruszyłam ramionami i przeszłam do kuchni. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się od czego zacząć. Nie byłam osobą, która maniakalnie dba o porządek, w dodatku w ciągu ostatnich kilku dni nie miałam na sprzątanie zwyczajnie czasu. Wiedziałam także, że moja matka czy ojciec nie będą w stanie tego zrozumieć. Związałam włosy w kucyk na czubku głowy, przebrałam się w luźne szorty i podkoszulek z logo Akademii i zabrałam się do pracy. Dwie godziny później całe mieszkanie lśniło, a ja byłam wykończona. Na samą myśl, że czeka mnie jeszcze dzisiaj trening, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zegarek i opadłam na łóżko przy którym akurat stałam. Sięgnęłam po laptopa i rozmasowując spięty kark, włączyłam go. Z uśmiechem odebrałam wiadomości od dziewczyn, które nie mogły doczekać się na rozmowę. Uznałam, że możemy teraz przez chwilę porozmawiać, ponieważ później na pewno nie będzie na to czasu. Zwłaszcza z rodziną w drugim pokoju. Widząc Jasminee online, natychmiast zadzwoniłam. Dziewczyna bardzo się ucieszyła słysząc mnie.
-No to opowiadaj Lena! Co w wielkim mieście?
Uśmiechnęłam się mimowolnie słysząc te słowa.
-A gdzie Gab? Pojawi się?
Jasminee spojrzała na zegarek znajdujący się na nadgarstku.
-Tak. Napisała mi, że za jakieś piętnaście minut powinna być.
-To co? Czekamy, czy opowiesz mi co u tego dupka, który cię tak świńsko potraktował?
Dziewczyna pokiwała głową, próbując zaprzeczyć moim słowom.
-Najpierw ty! Jak treningi z tym ciachem?
Beztrosko wzruszyłam ramionami, jakby treningi z przystojnym tancerzem światowej sławy były dla mnie na porządku dziennym. Z komputera dało się słyszeć radosny śmiech mojej drugiej przyjaciółki.
-Cześć Gab, widzę, że humorek dopisuje.
-Po prostu spodziewałyśmy się jakiś pikantnych szczegółów zza kulis, a tymczasem jedyne co otrzymujemy to wzruszenie ramionami.
-No wiecie...
Dziewczyny wybuchnęły głośnym śmiechem w tym samym momencie. Poczułam przyjemny dreszcz na ciele. Automatycznie zerknęłam na kalendarz na którym w wielkie czerwone kółko była zaznaczona data naszego pierwszego spotkania. Każda z nas nie mogła się już doczekać tego.
-No właśnie nie wiemy, dlatego przestań nas w końcu drażnić i opowiadaj! Jaki jest?
-Jest naprawdę dobrym trenerem. Cierpliwym i wyrozumiałym. Poza tym jest świetnym tancerzem, mogę się od niego wiele nauczyć.
Jasminee zachichotała słysząc moje słowa.
-Ty, uważaj bo tam się nam jeszcze zakochasz!
-Spokojnie, myślę, że tam w Los Angeles czeka na niego jakaś długonoga i zgrabna tancerka.
-Jedno musimy ci przyznać. Jesteśmy z ciebie niesamowicie dumne.
-Nie wiem jak Gabrielle, ale ja wszędzie dookoła opowiadam moim znajomym, że moja przyjaciółka została tak wyróżniona.
Zaśmiałam się słysząc dumę w głosie dziewczyn. Nikt nie mógł być ze mnie bardziej dumny niż one dwie.
-Okey! Dość o mnie. Co u was?
-Właściwie u mnie już wszystko wiesz. Powtórzę bo Gabrielle nie słyszała. Dla twojej informacji, Jack wolał uwierzyć Dominique i teraz zostałam psychopatką, która jest w nim szaleńczo zakochana. I najwidoczniej mam jakiś problem na tle psychicznym, ponieważ jej groziłam.
-Słucham!? Ugh, kiedyś po prostu wydrapię jej oczy!
-To nic nie da.
-Ależ da. Dziką satysfakcję mnie.
-Daj spokój. Było minęło a Jack idiotą nie jest. W końcu się kapnie, a wtedy wróci do ciebie na kolanach Jass. Gabrielle a jak ty się czujesz?
Dziewczyna ocknęła się wyrwana z głębokiego zamyślenia.
-Ja? Lepiej. Czuję się o wiele lepiej.
-Na pewno? Jesteś jakaś zamyślona.
-Tak, ja...
-Miała wizytę pewnego chłopaka z sąsiedztwa...
-O czym ty mówisz?
-Mój sąsiad Kieran, tak się nią zauroczył, że zaprosił ją na randkę.
-O proszę! I dlaczego ja dowiaduję o tym jako ostatnia?
-Nie ostatnia. Ostatnimi osobami na ziemi, które się o tym dowiedzą będą moi rodzice. A ty Jasminee nie zgrywaj niewiniątka i lepiej opowiedz nocy spędzonej z Deanem.
Do tej pory biegałam po pokoju starając się zapanować nad chaosem, który powstał tu niespodziewanie. Jednak słysząc słowa Gab, zatrzymałam się w pół kroku. Wyrzuciłam z rąk brudne ciuchy i usiadłam przed laptopem.
-A więc... Masz mi coś do powiedzenia Jasminee?
Purpurowa z zakłopotania przyjaciółka westchnęła przeciągle.
-To nie jest tak jak myślisz... Byłam smutna i zła na Jacka. Dean zobaczył, że nie jestem w najlepszym i odwiedzili mnie z Kieranem, przynosząc babeczki. Kier szybko się ulotnił. Zostałam z Deanem, zaczęliśmy gadać i nie zauważyliśmy jak późno się zrobiło. Dean został, żeby się upewnić, że nic mi nie jest. Do niczego między nami nie doszło. End of story.
-Kiedy mu powiesz, że jesteś w nim zakochana?
Pytanie wyraźnie zaskoczyło dziewczynę w lokach.
-O czym ty mówisz?
Uniosłam brwi patrząc w kamerę z politowaniem.
-Naprawdę? Znam cię lepiej niż ci się wydaje, mała. To widać, ze czujesz do niego coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Dean to mój kumpel. Nic poza tym. Możemy o tym nie rozmawiać?
Uniosłam ręce do góry i wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz słonko. Lepiej powiedz co na to twoi rodzice?
-Aż dziwne, ale mama czy ojciec ani razu nie przyszli do mnie.
-Faktycznie dziwne... A skoro mowa o rodzicach, zgadnijcie kto dzisiaj przylatuje do Londynu?
-Nie! Naprawdę? Szanowni państwo postanowili cię odwiedzić?
-Raczej mają coś do załatwienia w Londynie, a skoro już tu mieszkam to pewnie uznali, że szkoda pieniędzy na hotel.
-Na ile zostają?
-Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że jak najkrócej.
Popatrzyłam na zegarek w rogu monitora i westchnęłam.
-Dziewczyny, przepraszam was, ale ja muszę spadać. Mam jeszcze dzisiaj trening a potem muszę jakieś zakupy szybko zrobić.
-Jasne, rozumiemy.
-Jak będziesz sławna, to pamiętaj, że noszę 6.
-Zapamiętam! Kocham was, pa!
-Na razie, my ciebie też!
Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Po sekundzie jednak wstałam i wrzuciłam rzeczy na trening do torby. Po drodze zgarnęłam telefon, portfel, klucze i ipoda i ruszyłam do wyjścia. Drogę do przystanku przebiegłam truchtem, uznając to za doskonałą rozgrzewkę. Dwadzieścia minut później byłam pod studiem. Weszłam rozglądając się ciekawie. Po raz pierwszy byłam w Akademii tak późno i to na dodatek sama. W oddali usłyszałam znajome kawałki. Przystanęłam przy drzwiach wpatrując się urzeczona w chłopaka trenującego na sali. Gdy muzyka się skończyła, weszłam cicho bijąc brawo. Zaskoczony Ian odwrócił się z uśmiechem.
-Sądziłem, że będziesz później.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę więc uznałam, że jeśli przyjdę wcześniej to wypuścisz mnie szybciej niż po 22.
-A z jakiego powodu?
-Moja lodówka świeci pustkami, a także moi rodzice przylatują.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś? Odpuściłbym ci dzisiaj ten trening.
-Powiedzmy, że wolę spędzić kilka godzin na sali treningowej, niż kilka minut w towarzystwie moich rodziców...
Aż tak źle?
-Długa historia. Zaczynamy?
Ian machnął ręką i włączył muzykę. Kolejne dwie godziny spędziliśmy ciężko pracując i dopieszczając układ. W końcu opadłam na chłodny parkiet i jęknęłam wyczerpana.
-Dość! Bo mnie wykończysz!
-Nie taki jest plan. Musisz wytrzymać do występu.
-Jeśli będziemy tak trenować codziennie, to zabijesz mnie lub zmusisz do samobójstwa.
-No dobra, jutro dam ci wolne, pasuje?
Wstałam i ukłoniłam się mocno w stronę chłopaka.
-Dziękuję o panie. Jesteś nad wyraz łaskawy!
-Dobra dobra już nie błaznuj! Znikaj, zanim zmienię zdanie!
Podskoczyłam na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
-Dzięki, na razie!
Wybiegłam z sali, po drodze wrzucając swoje rzeczy do torby. Spojrzałam na zegarek i odetchnęłam z ulgą. Spokojnie mogłam zdążyć na zakupy. Weszłam do lokalnego Sainsbury'ego i sięgnęłam po najpotrzebniejsze rzeczy. Czterdzieści pięć minut później byłam pod mieszkaniem. Z nadzieją rozejrzałam się po klatce schodowej. Po chwili usłyszałam donośny głos ojca.
-Długo będziesz tam stała, czy wpuścisz nas do mieszkania?
Wywróciłam oczami i bez słowa ruszyłam do góry.
-Cześć tato, też się cieszę, że cię widzę.
Mężczyzna burknął coś pod nosem. Matka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się chłodno. W myślach odliczyłam do pięciu żeby się uspokoić i otworzyłam drzwi.
-Zapraszam. A swoją drogą, nie dawałam wam zapasowego klucza?
-Młody zgubił go już wieki temu. Sprzątasz tutaj czasami?
-Czasem się zdarza. Mogliście mi o tym powiedzieć.
-Nie ważne. Masz jakąś kolację?
Uniosłam reklamówkę z zakupami i wskazałam kuchnię.
-Wy zajmijcie się kolacją a ja sobie odpocznę.
-Oczywiście tatusiu, bo lot samolotem tak cię zmęczył?
Matka spojrzała na mnie surowo i zaciągnęła do kuchni.
-Daj ojcu spokój. Chcesz się znowu kłócić?
-Zapomniałam, że wszystko co najgorsze to moja zasługa...
Otworzyłam lodówkę i w tym momencie w domu rozległo się pukanie.
-Cholera jasna! Kogo niesie o tej porze? Człowiek nawet we własnym domu nie może spokojnie odpocząć!
Ruszyłam do drzwi, rzucając ojcu ostre spojrzenie.
-Przypominam ci tatusiu, że jesteś u mnie. Nie u siebie.
Otworzyłam drzwi i zamrugałam zdumiona. Na progu stał Sean i Ian, mierząc się nawzajem niezbyt przyjaznym wzrokiem.
-Sean... Ian? Co wy tu robicie?
Sean podrapał się po głowie nie kryjąc zakłopotania.
-Przepraszam, że bez zapowiedzi. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Pomyślałem, że może poszlibyśmy na spacer i zjedli coś razem?
-Wybacz. Pewnie telefon leży gdzieś rozładowany w torbie. Mam dzisiaj zakręcony dzień. Ian?
-Ja właśnie w sprawie telefonu. Wypadł ci z kieszeni jak wychodziłaś, ale chyba mnie nie słyszałaś. Wykradłem twój adres z dziekanatu.
-Słuchawki...
Chłopak podał mi telefon i odwrócił się by odejść, jednak w tym momencie tuż obok mnie zmaterializowała się matka.
-Dobry wieczór , a panowie to...
-Mamo, to jest Sean mój... znajomy. A Ian jest moim trenerem. Zapomniałam telefonu i mi go odwiózł.
-Jak miło. Może zechcą panowie wejść na kawę i ciasto?
Chłopacy uśmiechnęli się lekko słysząc te słowa.
-Z przyjemnością.
-Ależ oczywiście.

Westchnęłam zrezygnowana, przepuszczając chłopaków w drzwiach. Zapowiada się ciekawy wieczór, nie ma co... 
--------------------------
A więc witajcie po tej krótkiej przerwie :) Wybaczcie, że tyle to trwało ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Jednak się udało! Kolejny rozdział już jest i mam nadzieję, że wam się podoba. Następny rozdział pojawi się dopiero po zakończeniu roku szkolnego, ponieważ dwie z trzech autorek mają szkołę którą muszą się zająć przez te kilka ostatnich tygodni. A więc do zobaczenia na wakacjach kochani! ♥

wtorek, 22 kwietnia 2014

#3 Jasminee

-Jasminee, śniadanie!
Dziękuję mamo za zbudzenie mnie ze snu. Spojrzałam na zegarek i przykryłam głowę kołdrą. Była 8:32 w sobotę. Co ja jej złego zrobiłam?! Nie miałam dziś wyjątkowo treningu, więc stosunkowo mogłabym pospać.  Nim znowu zapadłam w sen, usłyszałam ponowne wołanie na posiłek, tym razem z groźbą. Odkrzyknęłam więc, że idę i wypełzłam z ciepłego łóżka. Wypełzłam,  bo wyjściem nie można nazwać poruszaniem się na rękach. Wzięłam telefon do ręki, zarzuciłam na siebie flanelową koszulę Deana (którą kiedyś dostałam kiedy zmokłam przez niego, ale to dłuższa historia) i zeszłam na dół. Standardowo było tu zimno jak na Alasce, taki urok tego domu. Wszyscy siedzieli oczywiście ubrani i mierzyli mnie wściekłym spojrzeniem, rzucając hasła o śpiącej królewnie. Ignorując docinki, chwyciłam za chleb, sałatę i ser żółty. Mama rozdzielała zadania, które musimy dzisiaj zrobić. W ten sposób minął cały posiłek. Standardowo to ja miałam ten wątpliwy zaszczyt posprzątania ze stołu. Po skończonej czynności poszłam na górę i sprawdziłam Instagrama- to taki mój zwyczaj. Sam zbędny spam. Przywitałam się ze światem na Twitterze i wciągnęłam spodnie. Moje życie jest nudne, niewątpliwie. To samo co tydzień.. no prawie. Mój telefon zawibrował. To był Jack- dobry kumpel. Można było z nim przysłowiowe konie kraść. Oznajmił mi w wiadomości, że się na mnie zawiódł i myślał, że jestem inna. Auć. Łzy zakręciły mi się w oku i odpisałam mu znakiem zapytania. Rzuciłam telefon w kąt i zabrałam się do sprzątania.

Równo z godziną 17 miałam posprzątany cały dom. Potem wszystko działo się błyskawicznie..Pokłóciłam się z Jackiem na dobre. Znowu Dominique wpieprza się z buciorami w moje życie. Co ja jej takiego zrobiłam?! Zadzwoniłam do bruneta i (nie wiem jakim cudem) umówiłam się z nim za pół godziny na miejskim boisku, przy mojej szkole. Przebrałam dresy na jeansy i ubrałam inną koszulkę, zabrałam telefon, klucze i powiedziałam mamie, że pilna sprawa i wychodzę z Jackiem. Lubiła go, nigdy nie narozrabiałam z nim, więc nie pytała o nic. Wzięłam rower z garażu i pojechałam w stronę szkoły, nie wiedząc co usłyszę od chłopaka.

Nigdy nie spodziewałabym się po nim, że będzie w stanie zaufać dziewczynie poznanej przez przypadek, znając ją miesiąc, a mnie.. Większość swojego życia. Okazało się rzekomo, że jestem zakochana po uszy w Jacku, a do blondyny wypisuję wiadomości, że ma się od niego odwalić i tym podobne. Nawet niby grożę jej śmiercią! On jest dla mnie bardziej jak starszy brat, nigdy nie mogłabym spojrzeć na niego w inny sposób. Tymczasem nasza klasowa pseudo piękność wymyśliła sobie inaczej. Ostrzegałam go przed nią, jednak nikt mnie nigdy nie słucha. Nie po raz pierwszy skłóciła mnie z osobą, na której mi zależy. Nie wiem, czy ją to cieszy jak cierpię, czy co.. Jeśli to się nie wyjaśni.. Nie daruję jej tego. Chociaż on też zachował się nie w porządku, okej rozumiem, że się zauroczył (chociaż to i tak pewnie zbyt mocne określenie), ale no kurcze, nie mam powodu, by komuś grozić! Aktualnie byłam kłębkiem nerwów, nie zauważyłam nawet kiedy podjechałam pod dom. Starałam się udawać, że wszystko jest już okej i ukrywać zapłakane oczy przed mamą. Udało mi się to, bo była zbyt zajęta szukaniem czegoś w telefonie, by na mnie spojrzeć. Hmm, to brzmi smutno, ale cóż.
Kiedy weszłam do pokoju, automatycznie zaczęła trząść mi się broda i na nowo się rozpłakałam. Minęło może z 5 piosenek, gdy poczułam wibracje. Nie oczekiwałam nagle telefonu od Jacka z przeprosinami. Powiedział, że przemyśli wszystkie argumenty i odezwie się, jak coś zdecyduje. Co jak co, ale obietnic dotrzymywał. Siedziałam w oknie dobrą godzinę, czekając na Bóg wie co. Obserwowałam rudego kota sąsiadów, który trzy razy wchodził na to samo drzewo, wiewiórkę uciekającą przed psem oraz starszą panią wracającą z zakupów. W końcu w oknie naprzeciw pojawił się bardziej interesujący obiekt, a dokładniej dwa. Dean z Kieranem wyraźnie czegoś szukali, mając przy tym niezły ubaw. Gdy w końcu znaleźli jakiś mały przedmiot, którego nie byłam w stanie zidentyfikować z powodu odległości, przybili sobie piątki i wybiegli z pokoju. Młodszy z nich wrócił szybciej, niż się spodziewałam. Zdjął brudną koszulkę i szukał innej, czystej. Chyba nie chcę wiedzieć, co tym razem pichcili. Kątem oka zauważył, że mu się przyglądam i pomagał mi wesoło. Podszedł do okna i otworzył je, więc zrobiłam to samo.
 -Dzień dobry, księżniczko!-Przywitał się ze mną z uśmiechem. 
-Cześć Dean!-Odkrzyknęłam bardziej ponuro, niż miałam zamiar. Chociaż muszę przyznać, że na widok chłopaka bez koszulki, w pełnej krasie sprawiał, że robiło mi się gorąco. Nie zawsze miałam możliwość napatrzeć się na niego w takim wydaniu. Od niedawna sporo ćwiczy. Myślę, że to dobrze, póki nie przesadza. 
-Hej, piękna! Nie pożeraj mnie wzrokiem, tylko odpowiedz na pytanie! -Tak, był bardzo rozbawiony. Ja oczywiście spaliłam buraka, czując się przyłapana jak dziecko na jedzeniu cukru. 
-Po pierwsze, nie jestem piękna. O co pytałeś? 
-Jesteś, jesteś. O to,czy wszystko w porządku? Wyglądasz na zapłakaną... 
Już chciałam odpowiedzieć, że tak, kiedy zaczęła mi się trząść broda i spuściłam wzrok. Jestem straszną beksą. Usłyszałam tylko ciche 'zaraz wracam' i po chwili do mojego pokoju wparowali Kieran z Deanem niosąc, jeszcze gorące, muffinki. Położyli je na stole i podeszli do mnie, stojącej w oknie. Nic nie pytali, po prostu trzymali mnie mocno w ramionach. Jeden z nich, zapewne Kieran bo on ma taki tik, głaskał mnie uspokajająco po plecach. I to działało, o dziwo. Czułam się jak karzełek między nimi, jednak potrzebowałam tego. Po kilku minutach pociągnęłam nosem i wygramoliłam się z ich objęć. Czułam się już lepiej, ale wiedziałam że to nie wystarczy, żebym czuła się dobrze. Siedliśmy na łóżku, patrząc się po sobie. W końcu Kieran stwierdził, że jest głodny i zabrał się za jedzenie babeczki. Widząc, jak szybko ją pochłania, poszliśmy w jego ślady. Pooglądaliśmy jeszcze trochę tv, oczywiście śmiejąc się dzięki dość kiepskim żartom Kierana. Niestety, musiał iść do domu, miał spotkanie z kimś za niedługo, nie powiedział z kim, bo nie chciał zapeszyć. Kiedy zostaliśmy sami z Deanem, siedliśmy obok siebie, opierając się o zagłówek łóżka i oglądając jakąś stację muzyczną. Akurat leciał najnowszy hit Rihanny. Jack ją uwielbiał. Na samą myśl o nim zachciało mi się płakać. Chłopak chyba to zauważył, bo objął mnie ramieniem i cicho zapytał, czy chcę porozmawiać. Opowiedziałam mu wszystko, nie przerwał mi ani razu. Trzymał mnie pocieszająco za rękę. Znał Jacka dość dobrze, w końcu chodzili razem do klasy, więc mógł pomóc. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o tym, a potem temat zmienił się na nasze urodziny, które były całkiem niedługo. Zgodnie ustaliliśmy, że w przyszłym tygodniu trzeba się będzie wybrać na zakupy. Potem trochę się powygłupialiśmy i pośmialiśmy. Brunet uspokoił mnie, że jeśli faktycznie nic nie zrobiłam, to Jack w końcu to zrozumie. Nim się spostrzegliśmy, była 1 w nocy. Aż dziwne, że moi rodzice jeszcze nie przyszli, żeby go wygonić. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i wyszłam ubrana w swoją ulubioną piżamę z Tomem i Jerrym. Właściwie była to krótka koszula nocna, jednak było mi już wszystko jedno. Deana zastałam w moim pokoju z dwoma kubkami kakao. Wiedział, czego potrzebuję. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam. Wypiliśmy ciepły napój i zgodnie stwierdziliśmy, że czas na sen. Poprosiłam go jednak, żeby został dziś ze mną, przy nim nie bałam się, co przyniesie kolejny dzień. Wtedy żadne wredne suki ze szkoły nie liczyły się. Napisałam szybko sms'a do Kierana, że Dean śpi dziś u mnie i że ma się nie martwić. Odpisał krótkie 'ok'. Nie zauważyłam nawet, kiedy mój towarzysz został tylko w dresach. Przegryzłam wargę na samą myśl, że będę spała z półnagim facetem. I to jakim facetem! Tysiące nastolatek chciałoby być teraz na moim miejscu. Zbeształam się za te myśli, w końcu on jest moim najlepszym przyjacielem, i wskoczyłam pod ciepłą kołdrę. Chłopak zgasił światło i dołączył do mnie. 
-Dobranoc Dean, dziękuję ci.-Szepnęłam i dałam mu buziaka w policzek. Pomimo, że oświetlało nas tylko światło księżyca, widziałam jego szeroki uśmiech. Założył mi pasmo włosów za ucho, leżeliśmy twarzą w twarz, w milczeniu. W końcu ziewnęłam, więc odwróciłam się do chłopaka plecami i próbowałam zasnąć. Ostatnie, co pamiętam to Dean szepczący 'śpij dobrze, piękna księżniczko', jego ciepłe ręce, którymi nieśmiało oplótł moją talię, i jego klatkę piersiową przytuloną do moich pleców. Czułam się dobrze w jego objęciach. Czułam się zrelaksowana, jakby nic dookoła nie istniało lub nie było ważne. Czułam się bezpieczna. Czułam się naprawdę.. kochana. Potem odpłynęłam do krainy morfeusza. I znów śnił mi się mój sen.


czwartek, 10 kwietnia 2014

#3 Gabrielle

Wstałam z przeraźliwym bólem głowy, oczy mnie piekły i czułam, że zaraz znów zwymiotuje. Jednak nie do końca przeszła mi grypa żołądkowa, która była powodem wielu ostatnich problemów ze zdrowiem. Nic jednak nie równało się z tym, co czułam w sercu. Rozpadło się na maleńkie kawałki, przeraźliwie bolało. Czemu ktoś chciał zniszczyć mój narząd? Wstałam powoli i ruszyłam w stronę biurka, usiadłam przed nim, otwierając laptopa.
Do pokoju wszedł Alex, kiedy go włączałam.
- Cześć, mama kazała ci przekazać, że masz zostać w domu. Powiedziała, że po tej grypie musisz odpoczywać. Może potrzebujesz czegoś? - uśmiechnął się do mnie. Zauważył, że niezbyt dobrze się czuję.
- Mógłbyś mi przynieść tabletki i coś do jedzenia, czuję się strasznie - powiedziałam cicho, starając się zatuszować załamywanie się głosu. Pokiwał głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Weszłam na twittera i facebooka, chociaż bałam się tego co tam zobaczę. Nigdy nie sądziłam, że będę się bała wchodzić na konta społecznościowe, które pochłaniały większość mojego życia.
Parę nowych wiadomości od dziewczyn, kilka zaproszeń, powiadomień. Zaczęłam wszystko sprawdzać, starając się o nim nie myśleć. Po prostu całe to uczucie niszczyło mnie od środka, przez parę tygodni starałam się wrakiem, wieczne płakanie i wymiotowanie zaczynało przeradzać się w obsesję. Nigdy tak bardzo nie cierpiałam przez to, że ktoś mnie ignorował.
Zanim jednak sprawdziłam wiadomości, wstawiłam piosenkę You Me At Six Crash, chociaż nie sądziłam, że to było zauroczenie, to było coś więcej, nie spodziewałam się, że może być aż tak przerażająco silne.
Kiedy weszłam w wiadomości, o mało co nie zwymiotowałam na klawiaturę. Szczerze mówiąc, wątpię, żebym czymś zwymiotowała. Chyba, że wodą, której chyba też zaczynało brakować w moim organizmie.
Kliknęłam w okienko z jego nazwiskiem i przeczytałam: Cześć, jak się masz? :) Byłam w szoku. Nie spodziewałam się, że jednak napisze. Do pokoju wszedł Alex, a ja pospiesznie zamknęłam okno z chatem.
- Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Dobrze, że zbliżają się wakacje co nie? - powiedział przyjaźnie i postawił koło komputera miseczkę owoców z jogurtem, wydzielone leki oraz szklankę wody. Kolejny raz w tym dniu doznałam szoku. To nie był mój brat, który dzień w dzień mnie przezywał, był dla mnie miły.
- Coś się stało? Jesteś jakiś.. inny - powiedziałam, uważnie się mu przyglądając.
- Po prostu muszę się zająć moją młodszą siostrą - znów się uśmiechnął. - A teraz, jadę do szkoły, bo się spóźnię na zajęcia. Nie czekaj na mnie z obiadem, za rodzicami tym bardziej, wracają za dwa dni. Trzymaj się!
Wyszedł szybko, a ja zostałam zdezorientowana w swoim pokoju. Ten dzień zaczął się wyjątkowo dziwnie.
Po chwili, myślami wróciłam do facebooka, przez chwilę zastanowiłam się, co odpisać Kieranowi.
Hej, wszystko w porządku, a u Ciebie? Wysłałam wiadomość, chwilę później zobaczyłam, że odpisał.
Kieran Lemon: W sumie to i dobrze, i źle. Nie potrafię określić czy jest okay ;)
Gabrielle Jansen: Jeśli mam być z Tobą szczera, to wcale nie jest w porządku, ale tak widocznie musiało być. 
Kieran Lemon: Czemu? coś się stało?
Gabrielle Jansen: Nie, nic poważnego. Po prostu chciałam być szczera ;)
Kieran Lemon: Mam nadzieję, że to rzeczywiście nie jest nic poważnego. Chciałem się zapytać, czy robisz dzisiaj coś specjalnego, bo będę przypadkiem w Londynie i chciałbym się spotkać.
Tego się kompletnie nie spodziewałam. Ten dzień stawał się coraz bardziej dziwny.
Gabrielle Jansen: Nie, od tygodnia siedzę w domu i nie mam, co z sobą zrobić. Byłam chora, a teraz każą mi "odpoczywać".
Kieran Lemon: To może innym razem, skoro jesteś jeszcze słaba. :)
Gabrielle Jansen: Jeśli nie będziesz mi kazał iść do domu strachu lub wsiąść jakiegoś dziwnego pojazdu będzie dobrze.
Kieran Lemon: W takim razie możemy się przejść na kawę, za 3 godziny będę w mieście, więc możemy się umówić w centrum.
Gabrielle Jansen: No dobrze, może na Oxford Street? Przy okazji kupię prezent na urodziny Jas :)
Kieran Lemon: Widzisz jak idealnie? Cieszę, że się zgodziłaś. :)
Gabrielle Jansen: Ja też. To o której się spotkamy?
Kieran Lemon: Może po Ciebie przyjadę? Tak będzie wygodniej, niż szukanie się potem.
Gabrielle Jansen: Em... nie wiem czy to jest dobry pomysł, sąsiedzi mogą sobie coś pomyśleć...
Kieran Lemon: Że co, że idziesz na randkę w biały dzień? W sumie to będą mieli racje :)
Gabrielle Jansen: Chyba nie zrozumiałam...
Kieran Lemon: Umówiliśmy się, więc można powiedzieć, że to randka. ;) Powiesz mi gdzie mieszkasz, czy mam na Ciebie czekać pod kawiarnią?
Zastanowiłam się chwilę i podałam mu adres, po czym napisał, że już schodzi i widzimy się o 12. Siedziałam przez pięć minut wpatrując się w ekran. To było jak sen, jak bajka, którą ktoś kiedyś opisał w książce dla dzieci. Po chwili napisała do mnie Jasminee, a ja jej opowiedziałam cały dzisiejszy poranek. Potem napisałam to samo Lenie, obie były w szoku, tak samo jak ja.
W końcu zebrałam się za zjedzenia śniadania, które przygotowała mi mama. Jadłam powoli i spokojnie, nie chciałam znów wszystkiego zwracać i lądować na pogotowiu. Potem wzięłam tabletki i popiłam wodą, siedziałam jeszcze pół godziny przed komputerem i przeglądałam, co się dzieje u ludzi w mojej szkole. Tak naprawdę nic ciekawego. Wszyscy żalili się na portalach, mówili jak to jest beznadziejnie. Pierwszy raz, nie zbluzgałam ich za narzekanie, każdy miał problemy, niestety nasz świat się na nich buduje.
Wstałam i zamknęłam laptopa, przy okazji sprawdzając na telefonie godzinę. 10:15, miałam jeszcze czas, więc poszłam się wykąpać. Gorący prysznic sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. Wytarłam się i założyłam bieliznę, czarną dla ścisłości, bo leżała na samej górze szuflady. Kiedy wróciłam do pokoju, weszłam do garderoby i stałam chwilę przeglądając ubrania. W końcu wybrałam łososiową bluzkę i czarne spodnie. Ubrałam się i wróciłam do łazienki, aby wysuszyć włosy i nałożyć korektor na miejsca, w których widniały czerwone kropki.
O 11.30 skończyłam się szykować i stwierdziłam, że zejdę już na dół. Wzięłam jeszcze małą torebkę, do której schowałam portfel, telefon oraz słuchawki. Spryskałam się perfumem i zbiegłam na dół, o mało co nie zabijając się o buty mojego brata. Przeklnęłam go w myślach.
Chciałam zahaczyć o kuchnię, żeby się napić, kiedy zadzwonił dzwonek. Zdenerwowałam się, ale podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego. Kieran wyglądał lepiej niż ostatnio, przez myśl mi przemknęło, że ubrał się lepiej niż za zwyczaj.
- Dzień dobry - odwzajemnił uśmiech i wszedł do środka. - Jesteś już gotowa?
Właśnie zaczęłam wiązać buty.
- Jak widać - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Po chwili wstałam i wzięłam torebkę z szafki. - No możemy iść.
Kiedy już zamykałam drzwi usłyszałam kroki na schodach, wpadłam z powrotem do domu, ale nie udało mi się zatrzymać Rina, który wybiegł na dwór. Bałam się, że wpadnie pod samochód, ale Kieran go zatrzymał i podniósł do góry.
- Uważaj z nim! - krzyknęłam. - To jeden z najważniejszych organizmów żywych na tym świecie, więc uważaj.
Chłopak spojrzał się na mnie i zaniósł psa z powrotem do domu. Zamknęłam za nimi drzwi i usiadłam na podłodze, głaszcząc psiaka po brzuchu.
- Chyba jednak się stąd nie ruszę - uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam na Kierana. - Przepraszam cię.
Uśmiechnął się do mnie, kucając przy Rinie, który dziwnym trafem polizał go po ręce i nie szczekał.
- Nie przepraszaj - jego wzrok zatrzymał się na moim spojrzeniu. W jego oczach było coś cudownego, przeszywał całą mnie, ale nie czułam się z tym źle, a wręcz przeciwnie. Sprawiał, że czułam się bezpiecznie.
- Może kolejnym razem uda nam się spotkać, bez niespodzianek - zaśmiałam się.
- Czemu kolejnym? Jak już to jestem to czemu się jakoś nie rozerwać?
Spojrzałam na niego, jakby żartował.
- Jakbyś nie zauważył, jesteśmy u mnie w domu, z psem, który zachowuje się jak małe dziecko na etapie przedszkolnym - zaśmiał się tylko.
- Ale masz kuchnię, lodówkę i stereo, co ci więcej potrzeba? - miał racje, ale jakoż ja jestem osobą, która niechętnie przyznaje komuś racje, pokiwałam bez przekonania głową, a on się tylko uśmiechnął.
Przez kolejne dwie godziny Kieran mówił mi o tym jak wygląda koncert i trasa, zawsze mnie to ciekawiło. To co mówił o fanach sprawiło, że nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Imprezujesz? - zapytał się mnie nagle.
- Nie - odpowiedziałam poważnie. - Nie lubię dużych imprez, kiedy jest mnóstwo alkoholu, idiotycznych facetów i dziewczyn z cyckami na wierzchu. To nic nie wnosi do życia, a nawet zabiera wiele czasu i zdrowia.
- Serio? - zdziwił się i wyprostował. - Aż tak cię to drażni?
- Tak, wolę siedzieć w domu i pisać niż nachlać się w trzy dupy, a potem leżeć na kanapie jak mój starszy brat - westchnęłam. Kieran patrzył na mnie jakbym była szalona. - No co? Może jestem nudna, ale ja naprawdę nienawidzę imprez.
- Nie jesteś nudna - uśmiechnął się. - Ale nie potrafię zrozumieć dlaczego tak nienawidzisz tego typu rozrywek?
- No przecież ci wytłumaczyłam - spojrzałam na niego jak na idiotę. Ale po chwili zrozumiałam o co mu chodzi. - Myślisz, że ktoś mnie zranił, tak?
Kiwnął głową, a ja tylko spojrzałam na Rina, bawiącego się gumowym kurczakiem i uśmiechnęłam się smutno.
- Może tak - spojrzałam mu w oczy. - Ale to nie jest w tym wszystkim bardzo istotne i ważne.
- Dla mnie jest - spoważniał. Teraz ja się zdziwiłam. Praktycznie mnie nie znał, a zachowywał się jak najlepszy przyjaciel.
- Dlaczego? - wypaliłam, po czym ugryzłam się w język. Niestety za późno. Zmieszał się, nie wiedział co odpowiedzieć. Widziałam to na jego twarzy, przez chwilę nastała między nami cisza, przerywana przez pisk psiej zabawki. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Don't let them see you cry umilkło wraz z kliknięciem na zielony przycisk.
- Tak słucham?
- Cześć kochanie, tu mama. Wrócimy za dwa dni, mamy bardzo ważne sprawy do załatwienia w Stanach. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. 
- Tak, Alex mi mówił, że was nie będzie. Powodzenia - uśmiechnęłam się słabo i pożegnałam z mamą. - Zajebiście, jak zwykle.
- Coś się stało? - zapytał się Kieran, lekko zdenerwowany.
- Nic, tylko znów rodzice musieli lecieć w sprawie jakiegoś kontraktu, brat mnie zostawił na noc najprawdopodobniej, ale przywykłam. To norma - słaby wyraz twarzy nie znikał. - Ale wybacz, nie chcę o tym rozmawiać, ani o niezbyt przyjemnych wspomnieniach, dobrze?
Uśmiechnął się do mnie i złapał za rękę, nie wiem czemu to zrobił, ale podobało mi się. Przysunął mnie bliżej do siebie i przytulił, nic więcej. Ta chwila mogła trwać wiecznie, ale mój zazdrosny szczeniak wskoczył mu na kolana i zaczął szczekać, a my śmiać.
- Słuchaj skoro nigdzie nie wychodzimy, a tobie się nie chce stąd ruszyć to coś ugotujemy? - zapytałam się, wstając powoli z kanapy. Ruszyłam w kierunku kuchni, a Rino za mną.
Kieran się nie odzywał, czułam na sobie jego spojrzenie. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się.
- To co?
- Skoro nalegasz - zaśmiał się i podszedł do mnie. - Ale pójdziemy trochę inaczej.
Odwrócił się do mnie plecami i nachylił.
- No na co czekasz, wskakuj - zaśmiałam się i wskoczyłam mu na plecy. Byłam szczęśliwa, nie sądziłam, że on może taki być. Kiedy weszliśmy do kuchni, a ja stałam już na podłodze, podszedł do mnie i spojrzał w oczy.
- Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny, które spotkałem - uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek. Stałam tak zdezorientowana przez chwilę, odeszłam od niego i zaczęłam wyciągać z szafy warzywa oraz chude mięso z indyka.
- Ty też - powiedziałam spokojnie. Zbyt wiele emocji jak na jeden dzień, źle na mnie wpływało. Musiałam się zająć czymś innym, więc zaczęłam przygotowywać jedzenie.
- Pomóc ci? - zapytał się zmieszany brunet, ale ja machnęłam tylko ręką, żeby usiadł. Włączyłam radio i zaczęłam się kołysać w rytm muzyki, zapominając o bożym świecie. Właśnie leciało What makes you beautiful, kiedy usłyszałam zza pleców:
- You don't know you're beautiful.
Odwróciłam się i zaczęłam śmiać na widok tańczącego z moim psem Kierana.
- Ty serio chcesz mnie dzisiaj zabić - powiedziałam do niego.
- Nie, po prostu uwielbiam jak się uśmiechasz - postawił Rina, na ziemi, wziął łyżkę i zaśpiewał do niej ostatnią solówkę Harry'ego, a ja zaśmiałam się i spaliłam buraka.
Nie sądziłam, że po tygodniach dołowania się i choroby, ten, który był jednym z powodów mojego złego nastroju, sprawi, że będę się czuć szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.

sobota, 1 marca 2014

#2 Lena

Promienie słońca powoli wpadały przez okna, dając mieszkańcom znać, że kolejny dzień właśnie się zaczynał. Jedni wstawali do pracy inni kładli się po całonocnej imprezie.
Niepewnie przetarłam oczy starając sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilku ostatnich godzin. Minęło osiem cholernie długich dni a ja czułam się jak dziecko błądzące we mgle, szukające po omacku drogi do domu. Do tej pory jej nie znalazłam. Spojrzałam na notes który trzymałam na kolanach. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wszędzie gdzie mogłam zapisałam jedno imię. Sean. Ten chłopak prześladował mnie we śnie i w rzeczywistości, nie dając ani chwili na zapomnienie o nim. Zastanawiacie się pewnie co w nim takiego specyficznego, że nie jestem w stanie tak po prostu wybić go sobie z głowy? Cóż to jest doskonałe pytanie i jeśli znajdziecie na nie odpowiedź, dajcie mi znać. Nie był oszałamiająco przystojny, ale jego urok sprawiał, że gdy o nim myślałam zapierało mi dech w piersiach. Pomyślicie sobie, że jestem śmieszna bo nie można zakochać się w kimś w ciągu pięciu minut. Cóż, w takim razie nazwijcie mnie wariatką bo tak właśnie się czuję. Telefon leżący na ciemnej szafce stojącej nieopodal łóżka wydał z siebie znajomy dźwięk. Odłożyłam notes i spojrzałam na wyświetlacz. Lekki uśmiech wpłynął na moją twarz. Wiadomość od Jasminee. Najwidoczniej Gab miała ją dzisiaj odwiedzić. Cieszyłam się z nimi bo wiedziałam jak za sobą tęsknią. Ja za nimi tęskniłam jeszcze bardziej. Gdy z nimi rozmawiałam, wiedziałam, że mogę powiedzieć im właściwie wszystko i niczego nie musiałam się wstydzić. Rozumiały mnie bez słów. Wysłałam Jasminee wiadomość że cieszę się z ich spotkania i musimy porozmawiać koniecznie wieczorem na skypie. Postanowiłam napisać do Gabrielle ponieważ dość dawno z nią nie pisałam i czułam że coś jest nie tak. Nie umiem tego wyjaśnić, ale gdy jednej z nich coś się dzieje czuje, że tak jest. Jeszcze dobrze nie skończyłam pisać wiadomości, gdy usłyszałam ciche drapanie do drzwi. Ugh no tak, mam jeszcze psa z którym czasem trzeba wyjść, pomyślałam i uśmiechnęłam się przekornie. Mimo, że chciałam zostać w łóżku jeszcze conajmniej kilka godzin, wstałam wiedząc, że mój kochany pupil potrafi nieźle narozrabiać gdy nie dostanie tego czego chce. Przewróciłam oczami wpuszczając ją do pokoju.
-Sissy, czy będziesz tak miła i dasz mi wziąść prysznic?
Suczka mrugnęła swoimi ślicznymi oczami, jakby wyrażała zgodę. Prychnęłam w jej stronę, jednak szybko sięgnęłam po czyste ciuchy i poszłam się okrzątnąć. 15 minut później byłam już w pełni rozbudzona. Nie czekając na psa złapałam klucze, telefon, mp3 ze słuchawkami i ruszyłam do wyjścia. Widząc, że Sissy nie idzie za mną stanęłam w połowie schodów i zagwizdałam cicho. Pies prawie natychmiast znalazł się przy mojej nodze merdając wesoło ogonem.
-Ok mała uspokój się bo nie założę ci smyczy.
Przechodząc przez korytarz spojrzałam na zegarek. Miałam niecałe dwie godziny na spacer z psem i dotracie do akademi. Powinnam sie wyrobić, pomyślałam. Wychodząc z mieszkania odetchnęłam głęboko świeżywm powietrzem. Wiosna dawała o sobie znać na każdym kroku. Ciepłe powietrze przyjemnie głaskało mnie po policzkach a lekki wiaterek sprawiał, że spacer robił się coraz przyjemniejszy. Przymykając lekko powieki wcisnęłam słuchawki w uszy i ruszyłam przed siebie z psem przy boku. Lubiłam spacerować, to pozwalało mi poukładać myśli. W życiu zawsze miałam swego rodzaju swoisty bałagan. Jednak spacery, taniec, muzyka, pisanie i fotografia to były rzeczy tkóre niezmiennie umiały go w jakiś sposób poskromić. Czasem wystarczało, że słyszałam jeden utwór i przed oczami pojawiały mi się tysiące figur i ruchów jakie mogłam wykonać. Miałam tak od dziecka. Zawsze widziałam otoczenie odrobinę inaczej niż rówieśnicy. Wielu ludzi uważało to za zaletę, niestety nie moi rodzice. Dla nich od zawsze byłam kimś kogo trzeba jak najszybciej się pozbyć. Niewygodnym balastem. Czując mocne szarpnięcie wróciłam do rzeczywistości odsuwając na bok niechciane rozmyślania o rodzicach. Zawsze gdy zbliżała się data ich wizyty, czułam sie jakby wszystko co robię było błędem. Sissy szczeknęła głośno widząc, ze nie poświęcam jej wystarczająco uwagi. Odgarnęłam kilka zabłąkanych kosmyków z czoła i klepnęłam lekko suczkę.
-Wybacz mi moja śliczna. Jak śmiałam zamyśleć się kiedy jestem z tobą na spacerze!
Sis wystawiła jęzor i szybko musnęła moje palce. Wywróciłam oczami i opadłam na najbliższą ławkę, która była wolna. Psu nie spodobał się ten pomysł, jednak tym razem postanowiłam być stanowcza i nie dać się zmanipulować. Po chwili psina zrozumiała, że tym razem nie wygra i opadła pod ławką, szukając schronienia w cieniu. Poklepałam ją po grzbiecie, jednak ona tylko prychnęła zdegustowana, że przerywam jej drzemkę w którą zdąrzyła już zapaść. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Niestety była pusta. Przez chwilę chciałam zadzwonić do Seana, żeby sprawdzić czy jeszcze żyje. Minął tydzień odkąd się poznaliśmy. Wiedziałam, że ma mój numer jednak ani razu nie zadzwonił. Cóż, najwidoczniej nie byłam w jego typie, pomyślałam. Nie spodziewałam się histori jak z bajki, ale ucieszyłabym się gdyby ta znajomość miała ciąg dalszy. Wrzuciłam telefon do kieszeni nie zwracając na niego większej uwagi.
-Sissy! Biegniemy do końca aleji a potem wracamy. Muszę jeszcze napisać do dziewczyn zanim pójdę na zajęcia.
Pies zamruczał cicho pod nosem i po chwili wstał. Przysiegam, czasem myślę, że ten pies jest mądrzejszy niż nie jeden człowiek i rozumie wszystko co do niej mówię! 20 minut później byłyśmy już w drodze do domu. Jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic i miękkie łóżko. Wiedziałam niestety, że o tym mogę zapomnieć przynajmniej do wieczora. Musiałam nadrobić nieobecność na ostatnich zajęciach i nadgonić układ. Miałam tylko nadzieję, że nie natknę się na dyrektora, który nie omieszka mnie ukarać za nieuzasadnioną nieobecność. Gdy w końcu dotarłyśmy do domu, w głowie miałam kilka wymówek w razie gdybym jednak miała wpaść na dyrektora. Puściłam Sissy luzem podczas gdy sama od razu sięgnęłam po laptopa. Dziewczyn wciąż nie było, jednak wysłałam im wiadomość.
Cześć, dawno nie pisałyśmy. Tęsknię za wami i naszymi całonocnymi pogaduchami. Nawet nie wiem jak to się stało, że minął już cały tydzień. Chciałabym z wami pogadać, Gab mam nadzieję że się układa i trzymasz się mała! Jas wiem, ze rodzina i szkoła daj w tyłek, ale walcz jak lwica. Przepraszam, że nie byłam ostatnio zbyt online, ale miałam trochę na głowie. Opowiem wam więcej jak będziecie dostępne. Poznałam pewnego chłopaka, jest… inny. Polubiłam go, ale nie jak kumpla tylko jak faceta. Po raz pierwszy od momentu… same wiecie. Myślałam, że coś mogłoby być między nami ale on się nie odzywa. Powinnam do niego zadzwonić? Czy to za szybko? Trochę się boję, że wypadłam z formy przez te trzy lata. Nigdy nie byłam zbyt dobra w te klocki. Pomóżcie! Kocham was liczę na rozmowę dzisiaj. <3
Zadowolona zatrzasnęłam laptopa. Przez chwilę leżałam na łóżku rozmyślając nad ostatnimi kilkoma dniami. Czułam, że poznanie Seana wywraca mój i tak już zwariowany świat do góry nogami. Mimo tego, że nie znałam go długo. Nie dane jednak było mi nacieszyć się spokojem zbyt długo. Sissy wskoczyła na mnie upraszając się o pieszczoty. Bez wahania podrapałam psa po grzbiecie.
-Dobra Sissy, wiem, że lubisz pieszczoty, ale muszę się zbierać. Dzisiaj muszę być wcześniej na uczelni. Nie mogę znowu się spóźnić albo, co gorsza w ogóle nie pojawić. Wybacz piesku.
Husky ułożył się tyłem manifestując swojego focha. Zaśmiałam się z zachowania psa i sięgnęłam po torbę leżącą w szafie. Siłą zamknęłam psiaka w pokoju wiedząc, że złośliwa bestia czasami lubi zniszczyć cokolwiek pokazując swoją złość. Po drodze zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy i jakąś przekąskę. Patrząc na dzisiejszy plan dnia raczej przewidywałam, że zjem na mieście. O ile nie spędzę lunchu na sali, pomyślałam. W zaskakująco szybkim tempie dotarłam na miejsce. Z uśmiechem dumy wkroczyłam do sali tanecznej w której miałam mieć zajęcia. Spojrzałam na zegar wiszący nad lustrami i uśmiechnęłam się z dumą. Do zajęć zostało mi jeszcze mnóstwo czasu, więc mogłam przećwiczyć wszystko do perfekcji. Związałam włosy w koka wysoko na głowie i włączyłam muzykę. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w świat który znałam i rozumiałam. Z uśmiechem przeprowadziłam rozgrzewkę i z ochotą zaczęłam tańczyć do jednego z kawałków. Byłam tak pochłonięta rutyną, że nie usłyszałam otwieranych drzwi. Dopiero ruch, który zobaczyłam w lustrze sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Uniosłam wysoko głowę i spojrzałam w brązowe oczy chłopaka stojącego przede mną.
-Cześć, wybacz nie wiedziałem, ze ktoś tutaj trenuje.
-Nie to moja wina. Mogłam zapytać czy sala jest zajęta. Moje zajęcia zaczynają się dopiero za 45 minut.
Lekki uśmiech zagościł na twarzy chłopaka ukazując słodkie dołeczki w obu policzkach.
-Wybacz, zostawiłem maniery za ścianą. Jestem…
Prychnęłam cicho w jego kierunku. Jednak gdy zrozumiałam, że chłopak naprawdę miał zamiar mi się tak po prostu przedstawić, parsknęłam śmiechem.
-Żartujesz, prawda?
-Nie. Za bardzo nie rozumiem, czemu się śmiejesz.
-Proszę cię! Znajdujemy się w Royal Academy of Dance. Tutaj każdy na sam początek ma wbijany do głowy twój życiorys Ian.
Chłopak uśmiechnął się zakłopotany a urocze wgłębienia ponownie pojawiły się na jego twarzy. Wyglądał jak uosobienie niewinności. Musiałam to przyznać.
-Czyli jestem tak jakby tutejszą gwiazdą?
 -Nie tak jakby. Jesteś. Każdy z wykładowców a zwłaszcza Friedman robi z ciebie Vaslava Nijinsky’ego naszych czasów.
Ian potarł kark wyraźnie zakłopotany komplementami płynącymi z moich ust.
-Miejmy tylko nadzieję, że nie skończę tak jak on.
Na moja usta wpłynął przebiegły uśmieszek. Chłopak wyraźnie mnie sprawdzał.
-Masz na myśli załamanie nerwowe czy schizofrenię? Fakt, kiepsko zakończone życie.
-Cóż myślę, że chętnie ominę oba. Lepiej powiedz mi co tańczyłaś?
-Słucham?
-Twoje ruchy, podoba mi się twoja gibkość. Masz bardzo ładną płynność a przede wszystkim ruchy są bardzo dopasowane. Sama to wymyśliłaś?
-Tak. Właśnie w tej chwili. Nie zaczęłam jeszcze nic poważnego, to była tylko rozgrzewka.
Jedna brew chłopaka uniosła się wysoko.
-Czy to wyzwanie?
-Nie wiem czy podołam. W końcu jesteś Ian Eastwood…
-Daj spokój! Udawajmy, że jestem zwykłym studentem.
-Cóż, moglibyśmy spróbować ale wtedy musiałabym tańczyć z zamkniętymi oczami.
-Po prostu puść jakiś kawałek i zobaczymy na co cię stać.
-A więc mamy bitwę! Niech będzie. Jaka dziedzina?
-Mówiłem, wybierz kawałek. Cokolwiek.
Ian uśmiechnął się zawadiacko po drodze do ipoda podłączonego pod głośniki, zdejmując marynarkę. Miał na sobie prosty podkoszulek, który idealnie uwydatniał niesamowite mięśnie na brzuchu. Opalone ramiona dopełniały jego świetny wygląd. Gdy w głośnikach zabrzmiała melodia na jego usta po raz kolejny wkradł się lekki uśmiech. Odwróciłam się tyłem do lustra i pozwoliłam sobie na swobodne ruchy. Starałam się nie myśleć o tym, kto znajduje się obok, jednak  było to dosyć trudne, ponieważ chłopak przysunął się do blisko, obejmując  mnie w talii. Jego ciepły oddech łaskotał mnie po uchu.
-Nie spinaj się tak. Wkładasz za dużo siły w niektóre ruchy. Rozluźnij się. Zaizoluj ruchy.
Oddychanie sprawiało mi nie lada trudność gdy czułam ręce Iana na swoim ciele. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i delikatnie uniósł dłoń do góry.
-Widzisz? Subtelnie.
Utwór skończył się dużo szybciej niż bym tego chciała. Poczułam nieprzyjemny chłód, gdy Ian odsunął się na odległość wyciągniętej ręki. Dostrzegłam ludzi dopiero gdy zaczęli bić brawo.
-Jak widzę Ianie znalazłeś Lenę. Tak jak wcześniej mówiłem jest to jedna z naszych najzdolniejszych studentek. Ma problem z dyscypliną i punktualnością, jednak spokojnie mogę ją polecić.
Poczułam jak szkarłatny rumieniec wpływa na moje policzki. Nie spodziewałam się pochwały, zwłaszcza z ust wicedyrektora. Widziałam zdzwione spojrzenie Iana, którego tęczówki mierzyły mnie z góry na dół.
-To jest Lena Mead?
-Ta Lena jest tutaj obecna i słyszy co mówicie. Skąd to zdziwienie?
-Gdy o tobie usłyszałem wyobrażałem sobie ciebie… cóż, odrobinę inaczej.
-Wiem, też tak czasem mam gdy zasypiam. Niestety potem sie budzę i widzę sie w lustrze.
Ian zaśmiał się radośnie a ja wystawiłam mu język. Polubiłam chłopaka za otwartość i to, że był całkiem normalny. Mimo sławy jaką posiadał nie zachowywał się jak wymuskana gwiazda.
-Wszystko pięknie i cudownie, ale ktoś mi może powiedzieć dlaczego mnie szukałeś? To znaczy bardzo się cieszę i tak dalej, ale miałeś jakąś sprawę do "tej" Leny Mead?
Tym razem to Ian wystawił język w moim kierunku, jednak zaraz schował go zakłopotany przypominając sobie kto stoi obok niego. Wicedyrektor zaśmiał się krótko.
-Tak, Lena potrafi rozluźnić każdego człowieka. To jedna z jej głównych cech. Ian przyjechał z Los Angeles ponieważ chciałby zaangażować kilkoro tancerzy w swoim nowym klipie. Zdecydował się na uczniów swojej alma mater i poprosił mnie bym wybrał czwórkę najlepszych.
Słysząc słowa które padły z ust dyrektora zakrztusiłam się wodą, którą właśnie postanowiłam wypić.
-Wybrał pan MNIE?
-Skąd to zdziwienie panno Mead? Jest pani jedną z najbardziej ambitnych i upartych tancerek jakie miałem możliwość spotkać. Owszem jest pani także niepuntualna i krnąbrna, ale to powoduje, że pani układy są wyjątkowe.
-Ok, ok... Kto został wybrany oprócz mnie?
-Pozostała trójka to tegoroczni absolwenci.
Mój szok powiększył się gdy usłyszałam te słowa.
-Czyli jestem jedyną z młodszych roczników która została wybrana!?
-Gratuluję panno Mead. Jednak...
Na mojej twarzy prawie natychmiast pojawiła sie nieufność.
-Wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
-Zauważyłem ostatnio kilka nieobecności... Znowu.
Mimowolnie zrobiłam kilka kroków w miejscu, starając się zatuszować zmieszanie.
-Taa, miałam... sprawy rodzinne. Przepraszam?
-Znasz politykę naszej szkoły. Gdybyśmy każdemu studentowi odpuszczali gdy przeprosi, nasi tancerze nie byliby tak znani na całym swiecie. Są pewne zasady których musimy surowo przestrzegać.
Słyszą te durowe słowa natychmiast zbladłam. Skrzyżowałam palce za plecami modląc sie o jeszcze jedną szansę. W myślach przysięgałam, że jeśli teraz nie zostanę wyrzucona to nigdy już nie opuszczę ani jednego treningu czy zajęć.
-Jednak zdaję sobie sprawę, że przechodzisz przez trudny okres i postanowiłem dać ci ostatnią szansę. Zostaniesz dzisiaj do wieczora. I przez kolejne dwa tygodnie. Odrobisz każde zajęcia na dodatkowym treningu. Pod koniec przyszłęgo tygodnia sprawdzę czy masz jakieś nieobecności. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na wieczó na następne dwa tygodnie, ponieważ od dzisiaj twoją randką jest sala treningowa.
Przygryzłam wargę myśląc intensywnie nad tym co właśnie się działo. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Czyżby w końcu los miał się do mnie uśmiechnąć i sprawić, że rodzice będą ze mnie dumni po raz pierwszy w życiu? Odczekałam aż Ian i dyrektor opuszczą salę i odtańczyłam dziki taniec szczęścia. W tej chwili nie liczyło się nic więcej, tylko ja i moja wygrana. Na moment zapomniałam o wszystkim innym. Trening i zajęcia minęły w błyskawicznym tempie. Czułam rozpierającą mnie pozytywną energię. Zanim jednak dotarłam do domu optymizm powoli zaczął opadać a w jego miejsce pojawiło się zmęczenie. Nie mając sił na nic wzięłam szybki prysznic i napisałam krótko do dziewczyn, że padam i nie porozmawiamy. Wzięłam pamiętnik do rąk niestety nawet na to nie miałam siły. Powieki opadały chociaż walczyłam z tym jak mogłam. W końcu odpuściłam walkę i skuliłam się w ciepłym łóżku. Jutro też jest dzień, pomyślałam i zasnęłam.

--------------------------------
 Na wstępie chciałabym was serdecznie przeprosić za zwłokę i czekanie,to przeze mnie :P Jednak teraz już miejsmy nadzieję wszystko potoczy się fajnym rytmem i nie znikniemy na kolejne miesiące.A więc zapraszam do czytania i komentowania! <3 Mam nadzieję że wam sie spodoba xx

czwartek, 26 grudnia 2013

#2 Jasminee

OD AUTORKI: Na samym wstępie chciałabym was bardzo przeprosić, nawaliłam na całej linii. Ciągłe szlabany, konkursy i nawały obowiązków i nauki nie pozwoliły mi napisać kolejnego rozdziału. Tak wiem, były wakacje, święta.. Jednak czasami z leniem lub brakiem weny nie dało się wygrać. ;) To co wstawiam, wstawiam z braku laku, po prostu ma być, to jest. Od jakiegoś czasu nie umiem pisać, moja kreatywność spada na psy. Nie jest to wynagrodzenie tej półrocznej przerwy, ale.. I hope that you enjoy that! ♥


-Jasminee, wstawaj!
-Mhm, no już.- Odpowiedziałam i zakryłam się kołdrą. Dziś piątek, odczuwałam właśnie rozmawianie z dziewczynami do pierwszej. Było po szóstej rano, a ja jestem śpiochem-nigdy tak wcześnie nie wstaję, lecz moja mama uwielbia mnie budzić. Robi to około trzech razy rano, dopóki nie dam jakiegoś znaku, że wstałam. Tak więc po wielu próbach i podniesionym głosie odkrzyknęłam, że przecież nie śpię i włączyłam wieżę. W radiu leciało „Wrecking Ball”, uwielbiam tę piosenkę. Z porannym fałszem wstałam i śpiewając zaczęłam składać łóżko. Po skończonej czynności otwarłam szafę i kolejne piętnaście minut spędziłam na wyborze garderoby. Niech będzie- dżinsy, czarna bokserka i ciemnogranatowy, luźny sweter. Zabrałam bieliznę, w tym skarpetki, i zeszłam na dół. O dziwo łazienka była wolna, więc mogłam doprowadzić się do porządku. Po porannej toalecie zostało mi jeszcze dobre półgodziny do rozpoczęcia lekcji, więc postanowiłam zjeść śniadanie. Nie zawsze udaje mi się to zrobić, bo mam skłonności do zasypiania na pierwszą godzinę, nawet jeśli zaczynamy o dziesiątej. Podgrzałam mleko, dosypałam płatków i po dziesięciu minutach mogłam zebrać się do szkoły.

Historia, matematyka, godzina wychowawcza, religia i wreszcie upragniona fizyka. Chociaż, może nie do końca… Nie lubiłam tego przedmiotu, nauczycielka nie umiała tłumaczyć, a mnie jakoś nie kręciło ślęczenie godzinami nad podręcznikiem i wkuwanie wzorów na własną rękę. Stąd dwie gołe jedynki w dzienniku. Oczywiście nie spodobało się to rodzicom, co przypłaciłam prawie miesięcznym szlabanem na laptopa. Dziś było coś o magnetyzmie- przerysujcie z tablicy, coś z podręcznika i macie wolne. Standard. Dziesięć minut przed końcem lekcji dostałam sms’a od Deana, że czeka na mnie przed szkołą. To dziwne, zazwyczaj nie przyjeżdża po mnie, pewnie ma jakąś sprawę. Z utęsknieniem czekałam na dzwonek kończący te dzisiejsze katusze. Wyszłam z klasy jako pierwsza, co się nie zdarza, i wyciągnęłam ukradkiem telefon. Moja szkoła jest jedną z tych, w których obowiązuje konfiskacja. Nie było żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia. Kurtkę miałam w torbie, więc mogłam od razu wyjść przed budynek. Rozglądałam się w poszukiwaniu przyjaciela, kiedy ktoś przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Cześć księżniczko, szukasz kogoś?
-No hej, wystraszyłeś mnie! Stało się coś, że tu przyjechałeś?
Wyswobodziłam się z uścisku i stanęłam przed chłopakiem.
-Chciałem cię tylko poinformować, że idziemy dziś do kina z chłopakami i czy idziesz z nami?
-Zależy na co i o której, mam dziś trening przed 16.- Odparłam.
-I tak wiesz, że na ten nowy horror. To jak? Bylibyśmy u Ciebie przed 19.
-No spoko, będę czekać. –Uśmiechnęłam się.- Idziemy w stronę domu?
-Jasne, panie przodem!- Zaśmiał się i przepuścił mnie przez furtkę.
Podczas drogi rozmawialiśmy o filmie, jakie robię postępy podczas grania na gitarze, jakie chłopaki mają plany na te wakacje w związku z zespołem oraz o nowej, interesującej fance, którą spotkali niedawno.

-Hej, odleciałaś?
-Co? Nie, coś ty! Mówiłeś coś?
Tak naprawdę w ogóle go nie słuchałam. Myślałam o tej fance… Pewnie szczupła, długowłosa blondynka o niebieskich oczach i sporym biuście. Dean takie lubił, jak to facet. Próbowałam sobie ich wyobrazić razem, różne wizje przewijały się przez moją głowę.  W końcu stanęliśmy pod domem.
-Muszę lecieć, do zobaczenia Dean! –Rzuciłam na odchodne i pobiegłam do domu. Na moje szczęście był otwarty, a mama krzątała się po kuchni, więc nie mogła mnie zauważyć. Zrzuciłam trampki w altanie, przywitałam się krótko i poszłam do siebie na górę. No, może pobiegłam. Zamykając drzwi, włączyłam swoje ulubione piosenki i zaczęłam płakać. Dlaczego? Sama nie wiem, mam dosyć wszystkiego. Rodzice dają w kość, mało się odzywają, mają swoje problemy, a ja nie mogę im pomóc. W dodatku oceny nie są za ciekawe, a ja znowu przytyłam. Tak, pewnie myślisz sobie, że to śmieszne lub że zamiast pisać to powinnam dziewczyny ostatnio zacząć ćwiczyć. Tyle, że ćwiczę! Codziennie jeżdżę na rowerze no i trenuję. Mimo to nie akceptuję swojego ciała. Wiele razy myślałam o różnych dietach, ale zawsze było coś, czego w życiu bym nie zjadła lub nie dała bym sobie rady z przygotowywaniem i zachowaniem jej. Kusiło mnie, żeby wrócić do tego, co robiłam przez ostatnie 4 lata, z małymi przerwami jednak chciałam być silna, dla siebie oraz dla moich przyjaciół. Pewnie się domyślasz, o czym mówię. Stwierdziłam, że nie warto przejmować się takimi bzdurami i uruchomiłam laptopa. 15 powiadomień i 3 nowe wiadomości. Nic istotnego.  Tak, dosyć szybko podnoszę się z dołka. Włączyłam iTunes i zabrałam się za sprzątanie pokoju.
-Jasminee, chodź na obiad!
-Mhm.- mruknęłam w odpowiedzi i wyszłam z pokoju. Nie miałam apetytu. Zjadłam szybko dwa ziemniaki i trochę surówki i wróciłam do siebie. Jak mnie irytują codzienne te same pytania w stylu ‘co w szkole?’ albo ‘zjadłaś śniadanie?’. Codziennie odpowiedź jest taka sama, po co pytać? Za pół godziny trening, więc ubrałam powrotem dżinsy, spakowałam torbę i wyszłam z domu, po drodze informując mamę, gdzie idę. 

-Jeszcze raz  i macie fajrant na dziś! Pięć, sześć, siedem i!
Muzyka znów zawładnęła moim ciałem. Wykonaliśmy cały układ jak najlepiej i po krótkiej aprobacie Niny, naszej trenerki, opuściliśmy salę. Rozmawiałam o pierdołach z Suzanne, która znów miała ubaw z mojego znajomego, który się w niej zakochał. Przebrałyśmy się w wesołej atmosferze i wyszłyśmy przed budynek. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.

-Halo?- Odebrałam telefon w między czasie malując usta błyszczykiem. Byłam już prawie gotowa
-Cześć Jas, gotowa?
-O hej Kieran, no prawie.
-Kit zaraz po ciebie wpadnie, otwórz mu drzwi bo już nie umie wytrzymać, żeby cię ujrzeć!- zaśmiał się brunet.
-Okej, do zobaczenia!- Powiedziałam i rozłączyłam się. Wrzuciłam szajsunga do torebki i zamknęłam za sobą drzwi do pokoju. Poinformowałam mamę, że idę z chłopakami i otworzyłam drzwi, w których stał już Kit.
-Hej Jas!- Powiedział brunet i przytulił mnie mocno. Był na tyle wysoki, że musiałam stać na palcach, żeby odwzajemnić uścisk. Nie widzieliśmy się ponad tydzień, więc tu był bardzo długi przytulas.  Fakt faktem Chris wita się ze mną, jakbyśmy się nie widzieli z trzy lata, ale taki już jest z niego słodziak. –Ślicznie wyglądasz.- Powiedział wypuszczając mnie z objęć. Szczerze? Nie stroiłam się za bardzo, zwykły t-shirt, jeansy i marynarka. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyliśmy w stronę chłopaków, którzy już stali pod domem z dwoma mega torbami. Pewnie były wypełnione jedzeniem. Tak więc w doborowym towarzystwie ruszyliśmy w stronę pociągu, który miał nas zawieść prosto do serca Wielkiej Brytanii.

-Nigdy więcej nie idę z wami na horror do cholery! –Wydarłam się na chłopaków jak tylko wyszliśmy z sali kinowej.
-Nie podobało się przytulanie do Deana? -zaszydził ze mnie Kieran, za co oberwał  po czuprynie.
-Straszyliście mnie jak jakieś dzieciaki, a film sam w sobie był odrażający. Następnym razem ja wybieram!
Chłopaki skwitowali to krótkim jękiem niezadowolenia i przepuścili mnie w drzwiach do pobliskiego baru, gdzie kolejną godzinę spędziliśmy na jedzeniu i rzucaniu się frytkami.


Oczywiście po powrocie nie ominęła mnie awantura, dlaczego nie było mnie tak długo i jaka to jestem zła i okropna. Nie chciałam już z nikim rozmawiać, napisałam dziewczynom krótkie ‘dobranoc x’ i położyłam się do łóżka. Kolejne niechciane cztery kreski na nadgarstku. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy. Śpijcie dobrze! 



piątek, 7 czerwca 2013

#2 Gabrielle

Minął tydzień, w sumie to 8 dni. Każdy kolejny był podobny do poprzedniego, jednak nie dzisiejszy dzień.
Przez ten czas wieczorami, leżąc w swoim łóżku i słuchając piosenek All Time Low, myślałam o tym cholernym piątku.
Tak, zakochałam się, po uszy. Jednak dziś się coś we mnie złamało. Rano jak zwykle wstałam koło 10 i zeszłam w swojej szarej piżamie w gwiazdki na dół. Nie było nikogo, rodzice pojechali do pracy, zresztą jak zwykle, a Alex leżał skacowany w swoim pokoju. Tylko Rino zbiegł na dół, ale chyba po to abym dała mu jeść. Wsypałam mu karmy i dolałam wody do oddzielnej miski.
Sama otworzyłam lodówkę, ale nie było nic co byłabym w stanie przełknąć. No chyba z wyjątkiem jogurtu naturalnego i owoców. Ostatnio przeszłam na ścisłą dietę: chude mięso z kurczaka bądź indyka, warzywa, owoce, jogurty naturalne, musli i woda.
Zjadłam szybko moje "śniadanie" i poszłam się wykąpać. Kiedy wyszłam spod prysznica zrobiło mi się nie dobrze. Owinęłam się ręcznikiem i usiadłam na wannie. Kręciło mi się w głowie i zbierało na wymioty.
Po chwili już było okay. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w turkusową bluzę sportową z rękawami 3/4, krótkie czarne spodenki, a na nogi wciągnęłam czarne adidasy. Z mojego kremowego biurka wzięłam słuchawki i telefon. Pozamykałam wszystkie drzwi, żeby Rino czegoś nie zniszczył i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę parku. Było do niego zaledwie 500 metrów.
Była taka piękna pogoda, słońce świeciło wysoko na niebie, które praktycznie przypominało wielkie niebieskie morze. Normalni ludzi by się cieszyli, że Londyn jest nareszcie lubiany przez Matkę Naturę. Niestety ja jestem nienormalna. Denerwowało mnie wszystko, od pogody po to, że liście na drzewach są takie zielone. W końcu wiosna w pełnej krasie, czy tylko mnie wydawała się kłamliwa i obłudna? Jak miłość.
Biegłam alejką wzdłuż lip, co trzy ławeczki widziałam całujące się pary. No szlag mnie trafiał. To jednak był mój cholerny odwieczny pech.
Niestety to był tylko początek.
Po półgodzinnym bieganiu wróciłam do domu. Nadal nikogo nie było. Alex już wyszedł gdzieś, pewnie do Marie, tak by the way Marie to jego dziewczyna, lekko trzepnięta, ale jest spoko. Drugi raz w tym dniu wzięłam prysznic, bo trzeba przyznać, że bieganie jest dość wyczerpującym ćwiczeniem.
Przebrałam się w szare jeansy i białą bokserkę. Zeszłam na dół i znów powtórzyłam rytuał szukania jedzenia w lodówce. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się na jabłko i szklankę wody. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam go. Zapadłam się w kanapę i włączyłam MTV ROCKS. Akurat trafiłam na Weightless. Obejrzałam do końca teledysk. Alex Gaskarth zawsze był dla mnie facetem ze snów. Po chwili zastanowienia, przełączyłam na kolejny kanał. Właśnie leciała One Way Or Another, więc zostawiłam i zaczęłam myśleć. Z góry wiedziałam, że myślenie w moim przypadku się źle skończy, ale zaryzykowałam. Pomyślałam o Alexie z ATL. Kogoś mi przypominał... Jego. Od razu to wyczułam. Sposób zachowania i ten błysk w oku. Zastanawiałam się nad tym dobry kwadrans, szukając wszelkich podobieństw. Od tego wszystkiego rozbolała mnie strasznie głowa, zignorowałam ból i włączyłam na Disney Channel. Jestem w końcu wewnętrznym dzieckiem. Wybiła trzecia, więc ruszyłam tyłek z kanapy i wzięłam torbę leżącą pod schodami. Nagle poczułam przeraźliwy ból głowy. Musiałam aż usiąść na schodach. Postanowiłam jakoś zadziałać, więc poszłam do kuchni i otworzyłam szafkę nad tosterem. Wyciągnęłam paczkę mocnych tabletek przeciwbólowych i wzięłam trzy sztuki, po czym popiłam wodą. Butelkę wody i tabletki schowałam do torebki i wyszłam z domu.
O czwartej miałam dodatkowe lekcje hiszpańskiego, w grupie z ćpunami i kujonami. Ja, a to aż dziwne, jako jedyna w tej "paczce" czułam się normalnie.
Zajęcia prowadził w naszej szkole dyrektor (tak ten co go obrzygała Megan z 2c). Miałam 20 minut, dobry los sprawił, że akurat jechał autobus, który zawiózł mnie pod samą szkołę.
Byłam 10 minut przed początkiem lekcji. Usiadłam na podłodze pod klasą. Ćpuny, czyli Debbie, Denis i Drew (patrz Devlis) wciągali po kresce na oknie. Szkoła prywatna, rodzice płacili niezłą kasę za nią, nawet nie wiem po co. Ludzie tu brali i wspomagali się używkami, żeby się uczyć. No, ale co się dziwić?
Większość z nich to imprezowicze czy też (jak Megan) zwykłe szmaty. Jestem brutalna, ale prawdę mówię, co nie? Ja jestem typem domatora, otwarcie mogę przyznać, że nie lubię mojej szkoły!
Ale wróćmy do korytarza. Devils wciągali, a kujony, czyli Daisy i Henry, kuły, no bo co innego robią kujony? Natomiast ja szperałam w swojej torbie. Ból głowy nie ustępował. Wzięłam kolejne dwie tabletki i popiłam. Może w końcu zadziałają.
Całe zajęcia nie uważałam, ból głowy był tak przeraźliwy. W najmniej niespotykanym momencie naszła mnie chęć na pisanie piosenki, otworzyłam tył zeszytu i zaczęłam zapisywać wszystko, co przychodzi mi do głowy. Był tam Kieran, przede wszystkim on. On był głównym punktem zaczepienia. Każde słowo poprawiałam milion razy, kartka była pokreślona, ale piosenka się utworzyła:
Zamykam oczy, przenoszę się do innego świata
Widzę ciebie, roześmianego, takiego jak dawniej
Biegniesz za mną, próbujesz złapać 
Słyszę nasze śmiechy i krzyki
Zachowywaliśmy się jak dwa dzieciaki nie znające życia
Złapałeś mnie, jak wróbelka w klatkę 
Spojrzałeś tak głęboko w oczy, tak przenikliwie
Nasze miarowe oddechy, brak uśmiechu
Staliśmy tak przytuleni do siebie
Otworzyłeś usta, zacząłeś coś mówić
Że musisz wyjechać, że tak będzie lepiej dla nas
Że nie potrzebnie zawracam sobie tobą głowę
Do moich oczu zaczęły płynąć łzy
Kiedy to wspominam, dzieje się to samo
Przytuliłeś mnie wtedy jeszcze mocniej
Wtuliłam się w ciebie, jak teraz w mojego misia
Spojrzałeś znów w moje oczy
Nachyliłeś się do moich ust
Nie wyobrażasz sobie, jak tęsknie za tym wszystkim
Za tymi słodkimi, namiętnymi pocałunkami 
Za tymi spojrzeniami, za tymi ciemnymi oczami
Czekam, aż znów pojawisz się w moich drzwiach
Ale teraz pozostało mi teraz patrzenie na gwiazdy i księżyc
Bo jak kiedyś powiedziałeś
„Kiedy za mną zatęsknisz spójrz w niebo, ja też wtedy spojrzę i będziemy tęsknić za sobą wspólnie”
Kiedy przeczytałam tekst jeszcze raz, lekcja już się kończyła. Głowa nadal napieprzała jak szalona. Pożegnałam się z panem Jacksonem i wyszłam z klasy jako pierwsza. Jednak na korytarzu zaczepił mnie nauczyciel od muzyki, pan James Stewart, zresztą mój ulubiony nauczyciel.
- Cześć Gabrielle - uśmiechnął się do mnie, ale zauważył, że nie coś jest ze mną nie tak. - Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową. Nie chciałam, żeby ktoś się o mnie martwił.
- Tak, wszystko okay - wymusiłam w sobie uśmiech.
- Mam taką nadzieję, bo chciałem posłuchać jak grasz, potrzebujemy pianisty lub pianistki i wokalistki w jednym - zagadnął, zadowolony, jak zwykle z siebie. - Co ty na to?
- Świetny pomysł - znów wymuszony uśmiech. - To kiedy mam się do pana zgłosić?
- Może teraz, masz czas?
Pokiwałam tylko głową i ruszyłam za nauczycielem. Od początku szkoły najlepiej dogadywałam się właśnie ze Stewartem, był jak na nauczyciela całkiem spoko.
Weszliśmy do dużej sali muzycznej. Na środku stał czarny fortepian. Z jednej strony kochałam ten przedmiot i nie mogłam wyobrazić sobie życia bez grania, ale z drugiej... A zresztą.
Usiadła za instrumentem.
- No zacznij - uśmiechnął się Stewart. Dotknęłam zaledwie klawiszy i już wydał się ze środka cudowny dźwięk, a za nim kolejne i kolejne. Stwierdziłam, że najlepszą piosenką do zagrania i zaśpiewania będzie They don't know about us zespołu One Direction. Tak, jestem Directioner i się tego nie wstydzę, mimo, że słucham All Time Low i ogólnie pop punk.
Zaśpiewałam całą piosenkę, każdy dźwięk łączył się w całość, choć nienawidzę swojego głosu, stwierdziłam, że wyszło nieźle. Kiedy skończyłam nauczyciel zaczął klaskać.
- No to mamy pianistkę - był taki dumny z siebie. Ja tylko wstałam, podziękowałam, pożegnałam się z nim i wyszłam ze szkoły.
Słońce już zachodziło nad Londynem. Cały dzień miałam włączony tryb offline w telefonie i dopiero teraz go włączyłam. Na ekranie wyświetliło się 3 wiadomości tekstowe od Jasminee, 2 wiadomości tekstowe od Lena, 1 wiadomość tekstowa od Mama, 2 nieodebrane połączenia od Alex. 
Przeczytałam wszystkie po kolei: 
Jasminee: Hej :) Jak tam samopoczucie? | Jasminee: Ej co jest , Gab? :( | Martwię się, zadzwoń.
Lena: Cześć, cześć! Jak tam? :D | Co się dzieje, Gabrielle jesteś tam?
Mama: Wrócimy w nocy. Zamów sobie chińszczyznę albo coś innego. Buziaki. Mama.
Odpisałam dziewczynom, że pogadamy dzisiaj na skypie i mają się nie martwić, a na rodziców znów byłam wściekła. Już trzy lata. Trzy lata. Cały czas mnie ignorują. Alex jest już dorosły, więc w sumie ich zdanie ma w dupie. Ale nie ja. Ostatni raz jak zapytałam mamę czy dobrze wyglądam, czy sukienka nie jest zbyt ciasna to tylko pokiwała głową zza laptopa, że jest okay. Nie było okay. 
Wsiadłam w pierwszy autobus do domu. Jechałam dobre 20 minut. W słuchawkach znów leciało Stay. Z oczu ciekły łzy. Ból głowy nie ustępował, wzięłam znów dwie tabletki. Tym razem bez popijania. 
Kiedy wyszłam na przystanek zakręciło mi się znów w głowie, ale gorzej niż rano. Szłam powoli w stronę domu. Zdążyłam zamknąć drzwi i pobiegłam szybko do łazienki. 
Zwymiotowałam, trzeci raz w tym tygodniu. Czułam się strasznie. Jedyne o czym myślałam to, żeby już nie mieć tych cholernie długich bóli głowy czy brzucha. Wzięłam proszki nasenne, dwa razy większą dawkę niż powinno się brać. Napisałam tylko wiadomość do dziewczyn, że jestem zmęczona i pogadamy jutro. 
Niestety. Proszki nie podziałały. Nie spałam. Musiałam siedzieć cały czas w łazience, wymiotowałam cztery razy. W pewnym momencie nie miałam już czym... Potem zasnęłam, przynajmniej tak mi się zdawało. 
Śnił mi się Kieran, jak coś mówi, jak stoi moja mama, tata, Alex, Jasminee i Lena. Wszyscy mnie potępiają i nienawidzą. Mówią jaka jestem straszna, jak to ciężko ze mną wytrzymać. 
Obudziłam się o jedenastej w nocy. Wstałam powoli z chłodnej podłogi i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak zombie, przemyłam twarz ciepłą wodą i umyłam zęby. Poszłam do swojego pokoju. W domu nadal nikogo nie było. Usiadłam na łóżku i napisałam na czacie do dziewczyn. "Musimy pogadać".
Teraz leżę, kończąc wpis. Jest już lepiej, ale nie wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam się bać i pomyśleć, że zaczęło się od niewinnego popołudnia. Muszę im powiedzieć o tym wszystkim, sama sobie nie poradzę, aż tak głupia nie jestem. A teraz już idę spać. Słyszę, że Alex wchodzi do domu.
Dobranoc.


czwartek, 6 czerwca 2013

#1 Lena

Pojedyńcze krople deszczu obmywaly blada twarz dziewczyny z resztek snu.Ciemne kosmyki przykleiły jej się do policzków.Uniosła głowę wyżej pozwalając kilku kropelkom spłynąć po szyi.Pod powiekami ukazywały jej się obrazy z przeszłości.
Po cichu wycofałam się z balkonu starając się nie obudzić chłopaka śpiącego w łóżku.Po drodze na fotel złapałam pamiętnik,lekko gładząc miękką okładkę.Usiadłam wygodnie w fotelu,przewróciłam kartkę i uśmiechnęłam się patrząc na zapisane strony.
Może jednak pamiętnik nie był takim złym rozwiązaniem- pomyślała.
Opisałam cały dzień,uczucia z nim związane,pisałam o wszystkim.Nawet nie zauważyłam gdy zapisałam cztery strony.Przelewałam uczucia na papier stając się lżejsza o każde słowo.Zamknęłam oczy przypominając sobie dzisiejszy dzień i wszystko co się wydarzyło.Od czasu do czasu uchylałam powieki i patrzyłam na śpiącego Seana,uśmiechając się.
Otworzyłam oczy i mimowolnie spojrzałam na notes leżacy  na szafce obok łóżka.Kolejny cudowny pomysł psychologa za ktorego rodzice płacili małą fortunę.Westchnęłam głeboko starając się uspokoić,jak zresztą zawsze gdy myślałam o rodzicach.Nasze kontakty były lekko mówiąc oziębłe.Gdy komputer zapiszczał na moje usta wpłynął lekki uśmiech.Był jednak ktoś kto rozumiał mnie bez słów.Właściwie dwie osoby.Moje najlepsze przyjaciółki,Gabrielle i Jasminee.Mimo,że znałam je tylko z internetu,z czasem stały się dla mnie najbliższe.Z ociąganiem podeszłam do laptopa.
"Cześć Lee,jak tam? "
Uśmiechnęłam się szeroko.Usiadłam po turecku na łóżku,spoglądając przelotnie na psa,który niewinnie drzemał w swoim kojcu.Szybko odpowiedziałam na wiadomość zbierając swoje rzeczy rozrzucone po pokoju. Gdy spojrzałam na zegarek,poczułam narastający stres. Jak zwykle byłam spóźniona.Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na ekran komputera,jakbym oczekiwała pomocy od przyjaciółek. Jednak zamiast dobrej rady,usłyszałam reprymendę.
"Zwariowałaś!?To już trzeci raz w tym miesiącu!Chcesz żeby cię wylali? "
Przez chwilę czułam złość rozsadzającą mnie od środka,szybko jednak zrozumiałam,że robią to z troski o mnie.Mimowolnie spojrzałam na zdjęcie chłopaka stojące obok i uśmiechnęłam się smutno.
  Tak bardzo mi ciebie brakuje,młody, pomyślałam.
Po chwili postanowiłam się jednak zebrać w sobie i walczyć.Dla niego.Szybkim ruchem zebrałam włosy w ciasny kok i łapiąc torbę po drodze,wybiegłam z mieszkania. Po chwili jednak wróciłam i z miną męczennika  zapakowałam także nieszczęsny notes. Pośpiech sprawił,że zaczęłam robić się nerwowa. Pojedyńcze kosmyki wysunęły mi się spod spinki. Z sapnięciem wyrażającym pełne zirytowanie zatrzymałam się by poprawić fryzurę. Już miałam ruszyć dalej,gdy nagle ktoś wpadł na mnie z tak dużym impetem,że natychmiast upadłam z całej siły na chodnik. Natychmiast uniosłam rozwścieczone oczy na winowajcę i zobaczyłam niesamowite brązowe oczy okolone gęstymi rzęsami.Przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć oczarowana chłopakiem,jednak złość wzięła górę.
-Możesz chociaż powiedzieć przepraszam skoro postanowiłeś mnie staranować!
Chłopak potarł policzek z zakłopotaniem i uśmiechnął się niepewnie.
-Wybacz,jestem nie dzisiejszy... Zadrżałam słysząc ciepły głos chłopaka.W połączeniu z ciepłymi brązowymi oczami miałam wrażenie,że zanurzam się w gorącej czekoladzie.Po chwili jednak otrząsnęłam się z zachwytu.Nie ważne jak wyglądał czy jaki miał głos,liczyło się,że przez niego mogłam zapomnieć o dostaniu się na zajęcia bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi.
Znowu się bedę tłumaczyć-pomyślałam.
Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka i prychając niczym rozjuszona kotka ruszyłam w stronę mieszkania. Drżącymi dłońmi wsadziłam słuchawki do uszu i uśmiechnęłam się słysząc ciepły głos Teddy'ego.Zawsze wiedziałam,że któregoś dnia ten chłopak będzie sławny.Byłam tak zamyślona,że nawet nie zauważyłam,niewłaściwego kierunku.Dopiero gdy zrobiło się całkowicie ciemno,zatrzymałam się raptownie,rozglądając się kompletnie zdezorientowana.Gdy w oddali zachuczała sowa,podskoczyłam ze strachu.Nie znosiłam ciemności.Czułam się wtedy wyjątkowo osaczona.Słysząc trzaskającą gałąź i kilka męskich głosów odetchnęłam z ulgą.Odsiecz nadchodziła.Jednak gdy zobaczyłam trzech zakapturzonych facetów zrozumiałam,że nie będą skorzy do pomocy.Najciszej jak potrafiłam zaczęłam się wycofywać w głąb alei.Jednak los nie chciał mi pomóc.Gałązka na którą nastąpiłam trzasnęła w ciszy niczym ładowany karabin.Trzy głowy zwróciły się w moją stronę.Na ich ustach pojawiły się obleśne uśmiechy.
-No witaj malutka...Czyżbyś się zgubiła?
-Ja...Chciałabym przejść!
-No proszę!Patrzcie panowie jaka waleczna!Sean to coś dla ciebie,lubisz wyzwania.
Zza pleców pierwszego chłopaka wysunął się drugi.Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia,gdy zrozumiałam kogo mam przed sobą.Sean nieznacznie kiwnął głową dając mi do zrozumienia,że mam milczeć.
-Dajcie spokój,zabawiliście się a teraz odpuśćcie.
-Sean nie bądź samolubny.Podzielisz się chyba z kumplami.
-Todd,uspokój się.Straszysz dziewczynę.
Koledzy Seana zaśmiali się głośno.
-Zapomniałem,że nasz Sean woli delikatnie.Sorry stary.
Obaj unieśli ręce czekając na krok chłopaka.Widziałam w ich oczach niepokojące iskierki.Po chwili zrozumiałam.Wszyscy byli pijani.Sean zajęty mną nie zauważył dwuznacznych spojrzeń jakie wymieniła pozostała dwójka.
-Idź,oni tylko tak groźnie wyglądają.Na codzień są normalni,dzisiaj wypili kilka piw za dużo.Jeśli...
Reszta zdania utonęła w moim głośnym pisku.Zrozumiałam o sekundę za późno co koledzy Seana chcą zrobić.Jednak chłopak był szybszy.Złapal Todd'a za nadgarstek i jednym ruchem wykręcił go w drugą stronę.Patrzyłam na to wszystko i czułam się jakbym oglądała scenę z filmu.Drugi chłopak zaatakował Seana nie czekając na nic.Nie wiedziałam jak zareagować,więc zacisnęłam powieki modląc się żeby Sean obronił nas oboje.Słyszałam wyzwiska i jęki bólu, nie potrafiłam jednak sprecyzować do kogo należały.Pisnęłam ze strachu gdy poczułam szarpnięcie za nadgarstek.Otworzyłam oczy i zobaczyłam Seana z rozciętą wargą i rozwalonym łukiem brwiowym.
-Szybko,oni raczej nie będą czekać aż zwiejemy.
Spojrzałam na dwóch nieprzytomnych chłopaków i poczułam lekkie wyrzuty sumienia.Sean widząc moją minę zaśmiał się.
-Nic im nie jest,po prostu ich ogłuszyłem...
-Skoro tak twierdzisz to...
Sean nie czekając aż skończę mówić pociągnął mnie,szybko wyprowadzając z aleji.Przez chwilę szliśmy w milczeniu,jednak w końcu nie wytrzymałam.Wiedząc,że jesteśmy wystarczająco daleko od znajomych Seana,wyszarpnęłam nadgarstek z jego żelaznego uścisku i stanęłam na środku ulicy niczym rozkapryszone dziecko.
-Dlaczego ciągle na ciebie wpadam?
-Dwa razy to nie ciągle,to przypadek.
-Przyznaj się,śledziłes mnie i chciałeś zrobić mi dowcip bo wcześniej potraktowałam cię jak wiedźma?
Sean parsknął śmiechem a ja poczułam przyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.Pokazał na swoją twarz patrząc mi prosto w oczy.
-Czy to ci wygląda jak dowcip?Bo jeśli o mnie chodzi to bawię się średnio.Zwłaszcza,że właśnie ucieka mi metro...
Zanim zdążyłam pomyślec,słowa wypłynęły z moich ust.
-Możesz nocować u mnie...
Zdumienie wymalowane na twarzy chłopaka było bezcenne.
-Mówisz poważnie?
Nie chcąc wycofywać się z propozycji,wzruszyłam ramionami siląc się na beztroskę,mimo,że czułam jak zakłopotanie rozsadza mnie.
-Uratowałeś mnie.Teraz ja ci pomogę.Nie możesz spać na ulicy.
Chłopak przemilczał fakt,że mieszka kilka przecznic dalej i tylko jego wrodzone lenistwo nie pozwalało mu na spacer.Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
-Jesteś pewna?To znaczy mogę...
-Daj spokój.To nie daleko,a ty mój drogi jesteś pijany.Nie puszczę cię w takim stanie do domu.
Sean uśmiechnął się lekko i ruszył za mną.Po dwudziestominutowym marszu dotarliśmy do mieszkania.Wyciągnęłam klucze drżącą dłonią.Czułam się jak nastolatka zaprzaszająca chłopaka do domu gdy rodziców nie ma.Starałam się nie Starałam się nie zwracać uwagi na Seana stojącego tuż obok,chociaż czułam ciepło bijące z jego ciała.W końcu udało mi się otworzyć drzwi.Na wejściu przywitał nas radosny szczekot Sissy.Odgarnęłam włosy z oczu i niepewnie wprowadziłam psa do przedpokoju.Suczka zamiast warczeć jak miała w zwyczaju,skoczyła na zdezorientowanego chłopaka i całego go wylizała.Patrzyłam na to ze zdumieniem wymieszanym z rozbawieniem.W końcu Sissy dała chłopakowi spokój.
-Wybacz,z reguły warczy na wszystkich.
-Mam w sobie to coś.Żadna kobieta nie może się temu oprzeć.
-Wszystko jasne...
Sean rozglądał się dookoła wyraźnie zaciekawiony.
-Gdzie mogę się ogarnąć?
Chłopak pokazał na swoje ubrudzone ubranie i krew kapiącą z twarzy.Bez słowa pokazałam drzwi w głebi korytarza a sama skierowałam się do kuchni.Czułam,że muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie.Wstawiłam wodę i drżącymi dłońmi zaczęłam nasypywać kawę do szklanek.
-Słodzę trzy...
Czują  ciepły oddech Seana na karku podskoczyłam jak oparzona,wypuszczając z rąk słoik z kawą.Spojrzałam zirytowana na Seana,który miał z całej sytuacji niezły ubaw.Wytykałam sobie brak samokontroli.
-Zamiast się śmiać,możesz pomóc.Zaraz zmienię zdanie i będziesz nocował na trawniku.
Sean posłusznie ruszył do pomocy nie odzywając się słowem.Od czasu do czasu spoglądał na mnie,jednak ja natychmiast skutecznie zniechęcałam go do flirtów ostrym spojrzeniem.Gdy w końcu kuchnia była sprzątnięta a kawa zrobiona bez gigantycznego bałaganu,obydwoje bez słowa przeszliśmy do pokoju.
-Może zamówimy pizzę?
-Jasne.Nie mam ochoty stać w kuchni.Na lodówce masz numer.
Sean skierował się do kuchni a ja odetchnęłam głeboko.
Co ja wyprawiam?!Zapraszam do siebie zupełnie obcego chłopaka,który na dodatek teraz buszuje po mojej kuchni- pomyślała.
W myślach słyszałam głosy przyjaciółek.
"Czyś ty zwariowała?!Pewnie teraz zamiast szukać numeru do pizzerii,sprawdza który nóż masz najostrzejszy!"
"Powinnaś go lepiej poznać.A. o jeśli będzie się przystawiał?Sama widziałaś w jakim był towarzystwie..."
Szybko pokręciła głową słysząc kroki Seana.Chłopak nieświadomy mojego dylematu rozsiadł się na sofie czekając na ruch z mojej strony.
-To co z tą pizzą?
-Zamów jaką chcesz.Nie jestem głodna.
Sean wzruszył ramionami i po chwili złożył zamówienie.Wieczór zbliżał się nieubłaganie a ja stawałam się coraz bardziej spięta.Włączyłam swoją ulubioną płytę "Shadow of your hand" i od razu się odprężyłam.Głos Teddy'ego zawsze potrafił mnie uspokoić i sprawić,że się uśmiechałam niezależnie od tego w jaki beznadziejnej sytuacji się znajdowałam.Poprawiłam kostkę do gitary którą kiedyś dostałam od przyjaciela i podeszłam do Seana.
-Ktoś powinien się tym zająć...
Sean z początku nie wiedział o co chodzi,po chwili zrozumiał gdy pokazałam jego twarz.
-Nie pierwszy raz.Zagoi się.
-Poczekaj,przyniosę apteczkę.
Sean mruknął coś pod nosem,jednak gdy wróciłam wciąż siedział na sofie.Przy jękach i syknięciach oczyściłam mu to i zadowolona odniosłam apteczkę.
-Lepiej ci?
-Dużo.Nie chciałabym,żebyś przeze mnie nabawił się jakiegoś świństwa.
-Na to już za późno.
-Co powiedziałeś?
Sean uśmiechnął się niepewnie.
-Powiedziałem,że jestem ci wdzięczny za pomoc.Możesz pokazać mi gdzie mam spać?
Usłyszałam pierwszą wypowiedź jednak postanowiłam się nie wtrącać.Zaprowadziłam Seana do pokoju dla gości i wyszłam chcąc dać chłopakowi trochę prywatności.Czułam,że właśnie tego potrzebował.Słysząc dzwonek zbiegłam odebrać pizzę.Gdy po dziesięciu minutach Sean nie zszedł na dół,weszłam na piętro.Otworzyłam drzwi i stanęłam zdumiona.Sean zasnął na łóżku a w nogach leżała Sissy,pilnując chłopaka.Odłożyłam pudełko z pizzą i przykryłam Seana koncem.Przez chwilę patrzyłam na Seana,który wyglądał jak ucieleśnienie niewinności.Nie rozumiałam jak wcześniej mogłam przypuszczać że coś może mi zrobić.Sięgnęłam do torby po notes,który rano był jeszcze pusty.Przebiegłaam palcami po kartkach zatrzymując się na ostatnim zapisanym zdaniu,które zaskoczyło nawet mnie.Gdy je czytałam raz po raz,czułam jakby pisała to zupełnie inna osoba.
"Poznałam dzisiaj kogoś wyjątkowego,kogoś kto sprawia,że ten świat nie jest już tak ponury bez ciebie."
Przymknęłam powieki i zaśmiałam się bezgłośnie.Pierwszy raz moi rodzice mięli rację.Kompletnie zwariowałam ale wcale mi to ni przeszkadzało.Długi dzień za mna,ciekawe co przyniosą następne- pomyślała.
Zamknęłam notes,skuliłam się w fotelu i po raz pierwszy od dłuższego czasu nie sprawdziłam wiadomości od dziewczyn.Zasypiałam z uśmiechem na twarzy,nie wiedząc co przyniesie jutro.

Jedna informacja:
Pewnie zastanawiacie się kto to Teddy.Nie?No ja bym się zastanawiała ;P Jest to cudowny chłopak który kiedyś będzie sławny,wiem to!;) A więc jeśli chcecie zaznajomić się z jego osobą,zapraszam na jego fanpage'a no i lajkujcie oczywiście ;D Link macie poniżej:
www.facebook.com/TeddyOfficialPage