sobota, 1 marca 2014

#2 Lena

Promienie słońca powoli wpadały przez okna, dając mieszkańcom znać, że kolejny dzień właśnie się zaczynał. Jedni wstawali do pracy inni kładli się po całonocnej imprezie.
Niepewnie przetarłam oczy starając sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilku ostatnich godzin. Minęło osiem cholernie długich dni a ja czułam się jak dziecko błądzące we mgle, szukające po omacku drogi do domu. Do tej pory jej nie znalazłam. Spojrzałam na notes który trzymałam na kolanach. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wszędzie gdzie mogłam zapisałam jedno imię. Sean. Ten chłopak prześladował mnie we śnie i w rzeczywistości, nie dając ani chwili na zapomnienie o nim. Zastanawiacie się pewnie co w nim takiego specyficznego, że nie jestem w stanie tak po prostu wybić go sobie z głowy? Cóż to jest doskonałe pytanie i jeśli znajdziecie na nie odpowiedź, dajcie mi znać. Nie był oszałamiająco przystojny, ale jego urok sprawiał, że gdy o nim myślałam zapierało mi dech w piersiach. Pomyślicie sobie, że jestem śmieszna bo nie można zakochać się w kimś w ciągu pięciu minut. Cóż, w takim razie nazwijcie mnie wariatką bo tak właśnie się czuję. Telefon leżący na ciemnej szafce stojącej nieopodal łóżka wydał z siebie znajomy dźwięk. Odłożyłam notes i spojrzałam na wyświetlacz. Lekki uśmiech wpłynął na moją twarz. Wiadomość od Jasminee. Najwidoczniej Gab miała ją dzisiaj odwiedzić. Cieszyłam się z nimi bo wiedziałam jak za sobą tęsknią. Ja za nimi tęskniłam jeszcze bardziej. Gdy z nimi rozmawiałam, wiedziałam, że mogę powiedzieć im właściwie wszystko i niczego nie musiałam się wstydzić. Rozumiały mnie bez słów. Wysłałam Jasminee wiadomość że cieszę się z ich spotkania i musimy porozmawiać koniecznie wieczorem na skypie. Postanowiłam napisać do Gabrielle ponieważ dość dawno z nią nie pisałam i czułam że coś jest nie tak. Nie umiem tego wyjaśnić, ale gdy jednej z nich coś się dzieje czuje, że tak jest. Jeszcze dobrze nie skończyłam pisać wiadomości, gdy usłyszałam ciche drapanie do drzwi. Ugh no tak, mam jeszcze psa z którym czasem trzeba wyjść, pomyślałam i uśmiechnęłam się przekornie. Mimo, że chciałam zostać w łóżku jeszcze conajmniej kilka godzin, wstałam wiedząc, że mój kochany pupil potrafi nieźle narozrabiać gdy nie dostanie tego czego chce. Przewróciłam oczami wpuszczając ją do pokoju.
-Sissy, czy będziesz tak miła i dasz mi wziąść prysznic?
Suczka mrugnęła swoimi ślicznymi oczami, jakby wyrażała zgodę. Prychnęłam w jej stronę, jednak szybko sięgnęłam po czyste ciuchy i poszłam się okrzątnąć. 15 minut później byłam już w pełni rozbudzona. Nie czekając na psa złapałam klucze, telefon, mp3 ze słuchawkami i ruszyłam do wyjścia. Widząc, że Sissy nie idzie za mną stanęłam w połowie schodów i zagwizdałam cicho. Pies prawie natychmiast znalazł się przy mojej nodze merdając wesoło ogonem.
-Ok mała uspokój się bo nie założę ci smyczy.
Przechodząc przez korytarz spojrzałam na zegarek. Miałam niecałe dwie godziny na spacer z psem i dotracie do akademi. Powinnam sie wyrobić, pomyślałam. Wychodząc z mieszkania odetchnęłam głęboko świeżywm powietrzem. Wiosna dawała o sobie znać na każdym kroku. Ciepłe powietrze przyjemnie głaskało mnie po policzkach a lekki wiaterek sprawiał, że spacer robił się coraz przyjemniejszy. Przymykając lekko powieki wcisnęłam słuchawki w uszy i ruszyłam przed siebie z psem przy boku. Lubiłam spacerować, to pozwalało mi poukładać myśli. W życiu zawsze miałam swego rodzaju swoisty bałagan. Jednak spacery, taniec, muzyka, pisanie i fotografia to były rzeczy tkóre niezmiennie umiały go w jakiś sposób poskromić. Czasem wystarczało, że słyszałam jeden utwór i przed oczami pojawiały mi się tysiące figur i ruchów jakie mogłam wykonać. Miałam tak od dziecka. Zawsze widziałam otoczenie odrobinę inaczej niż rówieśnicy. Wielu ludzi uważało to za zaletę, niestety nie moi rodzice. Dla nich od zawsze byłam kimś kogo trzeba jak najszybciej się pozbyć. Niewygodnym balastem. Czując mocne szarpnięcie wróciłam do rzeczywistości odsuwając na bok niechciane rozmyślania o rodzicach. Zawsze gdy zbliżała się data ich wizyty, czułam sie jakby wszystko co robię było błędem. Sissy szczeknęła głośno widząc, ze nie poświęcam jej wystarczająco uwagi. Odgarnęłam kilka zabłąkanych kosmyków z czoła i klepnęłam lekko suczkę.
-Wybacz mi moja śliczna. Jak śmiałam zamyśleć się kiedy jestem z tobą na spacerze!
Sis wystawiła jęzor i szybko musnęła moje palce. Wywróciłam oczami i opadłam na najbliższą ławkę, która była wolna. Psu nie spodobał się ten pomysł, jednak tym razem postanowiłam być stanowcza i nie dać się zmanipulować. Po chwili psina zrozumiała, że tym razem nie wygra i opadła pod ławką, szukając schronienia w cieniu. Poklepałam ją po grzbiecie, jednak ona tylko prychnęła zdegustowana, że przerywam jej drzemkę w którą zdąrzyła już zapaść. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Niestety była pusta. Przez chwilę chciałam zadzwonić do Seana, żeby sprawdzić czy jeszcze żyje. Minął tydzień odkąd się poznaliśmy. Wiedziałam, że ma mój numer jednak ani razu nie zadzwonił. Cóż, najwidoczniej nie byłam w jego typie, pomyślałam. Nie spodziewałam się histori jak z bajki, ale ucieszyłabym się gdyby ta znajomość miała ciąg dalszy. Wrzuciłam telefon do kieszeni nie zwracając na niego większej uwagi.
-Sissy! Biegniemy do końca aleji a potem wracamy. Muszę jeszcze napisać do dziewczyn zanim pójdę na zajęcia.
Pies zamruczał cicho pod nosem i po chwili wstał. Przysiegam, czasem myślę, że ten pies jest mądrzejszy niż nie jeden człowiek i rozumie wszystko co do niej mówię! 20 minut później byłyśmy już w drodze do domu. Jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic i miękkie łóżko. Wiedziałam niestety, że o tym mogę zapomnieć przynajmniej do wieczora. Musiałam nadrobić nieobecność na ostatnich zajęciach i nadgonić układ. Miałam tylko nadzieję, że nie natknę się na dyrektora, który nie omieszka mnie ukarać za nieuzasadnioną nieobecność. Gdy w końcu dotarłyśmy do domu, w głowie miałam kilka wymówek w razie gdybym jednak miała wpaść na dyrektora. Puściłam Sissy luzem podczas gdy sama od razu sięgnęłam po laptopa. Dziewczyn wciąż nie było, jednak wysłałam im wiadomość.
Cześć, dawno nie pisałyśmy. Tęsknię za wami i naszymi całonocnymi pogaduchami. Nawet nie wiem jak to się stało, że minął już cały tydzień. Chciałabym z wami pogadać, Gab mam nadzieję że się układa i trzymasz się mała! Jas wiem, ze rodzina i szkoła daj w tyłek, ale walcz jak lwica. Przepraszam, że nie byłam ostatnio zbyt online, ale miałam trochę na głowie. Opowiem wam więcej jak będziecie dostępne. Poznałam pewnego chłopaka, jest… inny. Polubiłam go, ale nie jak kumpla tylko jak faceta. Po raz pierwszy od momentu… same wiecie. Myślałam, że coś mogłoby być między nami ale on się nie odzywa. Powinnam do niego zadzwonić? Czy to za szybko? Trochę się boję, że wypadłam z formy przez te trzy lata. Nigdy nie byłam zbyt dobra w te klocki. Pomóżcie! Kocham was liczę na rozmowę dzisiaj. <3
Zadowolona zatrzasnęłam laptopa. Przez chwilę leżałam na łóżku rozmyślając nad ostatnimi kilkoma dniami. Czułam, że poznanie Seana wywraca mój i tak już zwariowany świat do góry nogami. Mimo tego, że nie znałam go długo. Nie dane jednak było mi nacieszyć się spokojem zbyt długo. Sissy wskoczyła na mnie upraszając się o pieszczoty. Bez wahania podrapałam psa po grzbiecie.
-Dobra Sissy, wiem, że lubisz pieszczoty, ale muszę się zbierać. Dzisiaj muszę być wcześniej na uczelni. Nie mogę znowu się spóźnić albo, co gorsza w ogóle nie pojawić. Wybacz piesku.
Husky ułożył się tyłem manifestując swojego focha. Zaśmiałam się z zachowania psa i sięgnęłam po torbę leżącą w szafie. Siłą zamknęłam psiaka w pokoju wiedząc, że złośliwa bestia czasami lubi zniszczyć cokolwiek pokazując swoją złość. Po drodze zgarnęłam najpotrzebniejsze rzeczy i jakąś przekąskę. Patrząc na dzisiejszy plan dnia raczej przewidywałam, że zjem na mieście. O ile nie spędzę lunchu na sali, pomyślałam. W zaskakująco szybkim tempie dotarłam na miejsce. Z uśmiechem dumy wkroczyłam do sali tanecznej w której miałam mieć zajęcia. Spojrzałam na zegar wiszący nad lustrami i uśmiechnęłam się z dumą. Do zajęć zostało mi jeszcze mnóstwo czasu, więc mogłam przećwiczyć wszystko do perfekcji. Związałam włosy w koka wysoko na głowie i włączyłam muzykę. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w świat który znałam i rozumiałam. Z uśmiechem przeprowadziłam rozgrzewkę i z ochotą zaczęłam tańczyć do jednego z kawałków. Byłam tak pochłonięta rutyną, że nie usłyszałam otwieranych drzwi. Dopiero ruch, który zobaczyłam w lustrze sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Uniosłam wysoko głowę i spojrzałam w brązowe oczy chłopaka stojącego przede mną.
-Cześć, wybacz nie wiedziałem, ze ktoś tutaj trenuje.
-Nie to moja wina. Mogłam zapytać czy sala jest zajęta. Moje zajęcia zaczynają się dopiero za 45 minut.
Lekki uśmiech zagościł na twarzy chłopaka ukazując słodkie dołeczki w obu policzkach.
-Wybacz, zostawiłem maniery za ścianą. Jestem…
Prychnęłam cicho w jego kierunku. Jednak gdy zrozumiałam, że chłopak naprawdę miał zamiar mi się tak po prostu przedstawić, parsknęłam śmiechem.
-Żartujesz, prawda?
-Nie. Za bardzo nie rozumiem, czemu się śmiejesz.
-Proszę cię! Znajdujemy się w Royal Academy of Dance. Tutaj każdy na sam początek ma wbijany do głowy twój życiorys Ian.
Chłopak uśmiechnął się zakłopotany a urocze wgłębienia ponownie pojawiły się na jego twarzy. Wyglądał jak uosobienie niewinności. Musiałam to przyznać.
-Czyli jestem tak jakby tutejszą gwiazdą?
 -Nie tak jakby. Jesteś. Każdy z wykładowców a zwłaszcza Friedman robi z ciebie Vaslava Nijinsky’ego naszych czasów.
Ian potarł kark wyraźnie zakłopotany komplementami płynącymi z moich ust.
-Miejmy tylko nadzieję, że nie skończę tak jak on.
Na moja usta wpłynął przebiegły uśmieszek. Chłopak wyraźnie mnie sprawdzał.
-Masz na myśli załamanie nerwowe czy schizofrenię? Fakt, kiepsko zakończone życie.
-Cóż myślę, że chętnie ominę oba. Lepiej powiedz mi co tańczyłaś?
-Słucham?
-Twoje ruchy, podoba mi się twoja gibkość. Masz bardzo ładną płynność a przede wszystkim ruchy są bardzo dopasowane. Sama to wymyśliłaś?
-Tak. Właśnie w tej chwili. Nie zaczęłam jeszcze nic poważnego, to była tylko rozgrzewka.
Jedna brew chłopaka uniosła się wysoko.
-Czy to wyzwanie?
-Nie wiem czy podołam. W końcu jesteś Ian Eastwood…
-Daj spokój! Udawajmy, że jestem zwykłym studentem.
-Cóż, moglibyśmy spróbować ale wtedy musiałabym tańczyć z zamkniętymi oczami.
-Po prostu puść jakiś kawałek i zobaczymy na co cię stać.
-A więc mamy bitwę! Niech będzie. Jaka dziedzina?
-Mówiłem, wybierz kawałek. Cokolwiek.
Ian uśmiechnął się zawadiacko po drodze do ipoda podłączonego pod głośniki, zdejmując marynarkę. Miał na sobie prosty podkoszulek, który idealnie uwydatniał niesamowite mięśnie na brzuchu. Opalone ramiona dopełniały jego świetny wygląd. Gdy w głośnikach zabrzmiała melodia na jego usta po raz kolejny wkradł się lekki uśmiech. Odwróciłam się tyłem do lustra i pozwoliłam sobie na swobodne ruchy. Starałam się nie myśleć o tym, kto znajduje się obok, jednak  było to dosyć trudne, ponieważ chłopak przysunął się do blisko, obejmując  mnie w talii. Jego ciepły oddech łaskotał mnie po uchu.
-Nie spinaj się tak. Wkładasz za dużo siły w niektóre ruchy. Rozluźnij się. Zaizoluj ruchy.
Oddychanie sprawiało mi nie lada trudność gdy czułam ręce Iana na swoim ciele. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i delikatnie uniósł dłoń do góry.
-Widzisz? Subtelnie.
Utwór skończył się dużo szybciej niż bym tego chciała. Poczułam nieprzyjemny chłód, gdy Ian odsunął się na odległość wyciągniętej ręki. Dostrzegłam ludzi dopiero gdy zaczęli bić brawo.
-Jak widzę Ianie znalazłeś Lenę. Tak jak wcześniej mówiłem jest to jedna z naszych najzdolniejszych studentek. Ma problem z dyscypliną i punktualnością, jednak spokojnie mogę ją polecić.
Poczułam jak szkarłatny rumieniec wpływa na moje policzki. Nie spodziewałam się pochwały, zwłaszcza z ust wicedyrektora. Widziałam zdzwione spojrzenie Iana, którego tęczówki mierzyły mnie z góry na dół.
-To jest Lena Mead?
-Ta Lena jest tutaj obecna i słyszy co mówicie. Skąd to zdziwienie?
-Gdy o tobie usłyszałem wyobrażałem sobie ciebie… cóż, odrobinę inaczej.
-Wiem, też tak czasem mam gdy zasypiam. Niestety potem sie budzę i widzę sie w lustrze.
Ian zaśmiał się radośnie a ja wystawiłam mu język. Polubiłam chłopaka za otwartość i to, że był całkiem normalny. Mimo sławy jaką posiadał nie zachowywał się jak wymuskana gwiazda.
-Wszystko pięknie i cudownie, ale ktoś mi może powiedzieć dlaczego mnie szukałeś? To znaczy bardzo się cieszę i tak dalej, ale miałeś jakąś sprawę do "tej" Leny Mead?
Tym razem to Ian wystawił język w moim kierunku, jednak zaraz schował go zakłopotany przypominając sobie kto stoi obok niego. Wicedyrektor zaśmiał się krótko.
-Tak, Lena potrafi rozluźnić każdego człowieka. To jedna z jej głównych cech. Ian przyjechał z Los Angeles ponieważ chciałby zaangażować kilkoro tancerzy w swoim nowym klipie. Zdecydował się na uczniów swojej alma mater i poprosił mnie bym wybrał czwórkę najlepszych.
Słysząc słowa które padły z ust dyrektora zakrztusiłam się wodą, którą właśnie postanowiłam wypić.
-Wybrał pan MNIE?
-Skąd to zdziwienie panno Mead? Jest pani jedną z najbardziej ambitnych i upartych tancerek jakie miałem możliwość spotkać. Owszem jest pani także niepuntualna i krnąbrna, ale to powoduje, że pani układy są wyjątkowe.
-Ok, ok... Kto został wybrany oprócz mnie?
-Pozostała trójka to tegoroczni absolwenci.
Mój szok powiększył się gdy usłyszałam te słowa.
-Czyli jestem jedyną z młodszych roczników która została wybrana!?
-Gratuluję panno Mead. Jednak...
Na mojej twarzy prawie natychmiast pojawiła sie nieufność.
-Wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
-Zauważyłem ostatnio kilka nieobecności... Znowu.
Mimowolnie zrobiłam kilka kroków w miejscu, starając się zatuszować zmieszanie.
-Taa, miałam... sprawy rodzinne. Przepraszam?
-Znasz politykę naszej szkoły. Gdybyśmy każdemu studentowi odpuszczali gdy przeprosi, nasi tancerze nie byliby tak znani na całym swiecie. Są pewne zasady których musimy surowo przestrzegać.
Słyszą te durowe słowa natychmiast zbladłam. Skrzyżowałam palce za plecami modląc sie o jeszcze jedną szansę. W myślach przysięgałam, że jeśli teraz nie zostanę wyrzucona to nigdy już nie opuszczę ani jednego treningu czy zajęć.
-Jednak zdaję sobie sprawę, że przechodzisz przez trudny okres i postanowiłem dać ci ostatnią szansę. Zostaniesz dzisiaj do wieczora. I przez kolejne dwa tygodnie. Odrobisz każde zajęcia na dodatkowym treningu. Pod koniec przyszłęgo tygodnia sprawdzę czy masz jakieś nieobecności. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na wieczó na następne dwa tygodnie, ponieważ od dzisiaj twoją randką jest sala treningowa.
Przygryzłam wargę myśląc intensywnie nad tym co właśnie się działo. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Czyżby w końcu los miał się do mnie uśmiechnąć i sprawić, że rodzice będą ze mnie dumni po raz pierwszy w życiu? Odczekałam aż Ian i dyrektor opuszczą salę i odtańczyłam dziki taniec szczęścia. W tej chwili nie liczyło się nic więcej, tylko ja i moja wygrana. Na moment zapomniałam o wszystkim innym. Trening i zajęcia minęły w błyskawicznym tempie. Czułam rozpierającą mnie pozytywną energię. Zanim jednak dotarłam do domu optymizm powoli zaczął opadać a w jego miejsce pojawiło się zmęczenie. Nie mając sił na nic wzięłam szybki prysznic i napisałam krótko do dziewczyn, że padam i nie porozmawiamy. Wzięłam pamiętnik do rąk niestety nawet na to nie miałam siły. Powieki opadały chociaż walczyłam z tym jak mogłam. W końcu odpuściłam walkę i skuliłam się w ciepłym łóżku. Jutro też jest dzień, pomyślałam i zasnęłam.

--------------------------------
 Na wstępie chciałabym was serdecznie przeprosić za zwłokę i czekanie,to przeze mnie :P Jednak teraz już miejsmy nadzieję wszystko potoczy się fajnym rytmem i nie znikniemy na kolejne miesiące.A więc zapraszam do czytania i komentowania! <3 Mam nadzieję że wam sie spodoba xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz