piątek, 7 czerwca 2013

#2 Gabrielle

Minął tydzień, w sumie to 8 dni. Każdy kolejny był podobny do poprzedniego, jednak nie dzisiejszy dzień.
Przez ten czas wieczorami, leżąc w swoim łóżku i słuchając piosenek All Time Low, myślałam o tym cholernym piątku.
Tak, zakochałam się, po uszy. Jednak dziś się coś we mnie złamało. Rano jak zwykle wstałam koło 10 i zeszłam w swojej szarej piżamie w gwiazdki na dół. Nie było nikogo, rodzice pojechali do pracy, zresztą jak zwykle, a Alex leżał skacowany w swoim pokoju. Tylko Rino zbiegł na dół, ale chyba po to abym dała mu jeść. Wsypałam mu karmy i dolałam wody do oddzielnej miski.
Sama otworzyłam lodówkę, ale nie było nic co byłabym w stanie przełknąć. No chyba z wyjątkiem jogurtu naturalnego i owoców. Ostatnio przeszłam na ścisłą dietę: chude mięso z kurczaka bądź indyka, warzywa, owoce, jogurty naturalne, musli i woda.
Zjadłam szybko moje "śniadanie" i poszłam się wykąpać. Kiedy wyszłam spod prysznica zrobiło mi się nie dobrze. Owinęłam się ręcznikiem i usiadłam na wannie. Kręciło mi się w głowie i zbierało na wymioty.
Po chwili już było okay. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w turkusową bluzę sportową z rękawami 3/4, krótkie czarne spodenki, a na nogi wciągnęłam czarne adidasy. Z mojego kremowego biurka wzięłam słuchawki i telefon. Pozamykałam wszystkie drzwi, żeby Rino czegoś nie zniszczył i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę parku. Było do niego zaledwie 500 metrów.
Była taka piękna pogoda, słońce świeciło wysoko na niebie, które praktycznie przypominało wielkie niebieskie morze. Normalni ludzi by się cieszyli, że Londyn jest nareszcie lubiany przez Matkę Naturę. Niestety ja jestem nienormalna. Denerwowało mnie wszystko, od pogody po to, że liście na drzewach są takie zielone. W końcu wiosna w pełnej krasie, czy tylko mnie wydawała się kłamliwa i obłudna? Jak miłość.
Biegłam alejką wzdłuż lip, co trzy ławeczki widziałam całujące się pary. No szlag mnie trafiał. To jednak był mój cholerny odwieczny pech.
Niestety to był tylko początek.
Po półgodzinnym bieganiu wróciłam do domu. Nadal nikogo nie było. Alex już wyszedł gdzieś, pewnie do Marie, tak by the way Marie to jego dziewczyna, lekko trzepnięta, ale jest spoko. Drugi raz w tym dniu wzięłam prysznic, bo trzeba przyznać, że bieganie jest dość wyczerpującym ćwiczeniem.
Przebrałam się w szare jeansy i białą bokserkę. Zeszłam na dół i znów powtórzyłam rytuał szukania jedzenia w lodówce. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się na jabłko i szklankę wody. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam go. Zapadłam się w kanapę i włączyłam MTV ROCKS. Akurat trafiłam na Weightless. Obejrzałam do końca teledysk. Alex Gaskarth zawsze był dla mnie facetem ze snów. Po chwili zastanowienia, przełączyłam na kolejny kanał. Właśnie leciała One Way Or Another, więc zostawiłam i zaczęłam myśleć. Z góry wiedziałam, że myślenie w moim przypadku się źle skończy, ale zaryzykowałam. Pomyślałam o Alexie z ATL. Kogoś mi przypominał... Jego. Od razu to wyczułam. Sposób zachowania i ten błysk w oku. Zastanawiałam się nad tym dobry kwadrans, szukając wszelkich podobieństw. Od tego wszystkiego rozbolała mnie strasznie głowa, zignorowałam ból i włączyłam na Disney Channel. Jestem w końcu wewnętrznym dzieckiem. Wybiła trzecia, więc ruszyłam tyłek z kanapy i wzięłam torbę leżącą pod schodami. Nagle poczułam przeraźliwy ból głowy. Musiałam aż usiąść na schodach. Postanowiłam jakoś zadziałać, więc poszłam do kuchni i otworzyłam szafkę nad tosterem. Wyciągnęłam paczkę mocnych tabletek przeciwbólowych i wzięłam trzy sztuki, po czym popiłam wodą. Butelkę wody i tabletki schowałam do torebki i wyszłam z domu.
O czwartej miałam dodatkowe lekcje hiszpańskiego, w grupie z ćpunami i kujonami. Ja, a to aż dziwne, jako jedyna w tej "paczce" czułam się normalnie.
Zajęcia prowadził w naszej szkole dyrektor (tak ten co go obrzygała Megan z 2c). Miałam 20 minut, dobry los sprawił, że akurat jechał autobus, który zawiózł mnie pod samą szkołę.
Byłam 10 minut przed początkiem lekcji. Usiadłam na podłodze pod klasą. Ćpuny, czyli Debbie, Denis i Drew (patrz Devlis) wciągali po kresce na oknie. Szkoła prywatna, rodzice płacili niezłą kasę za nią, nawet nie wiem po co. Ludzie tu brali i wspomagali się używkami, żeby się uczyć. No, ale co się dziwić?
Większość z nich to imprezowicze czy też (jak Megan) zwykłe szmaty. Jestem brutalna, ale prawdę mówię, co nie? Ja jestem typem domatora, otwarcie mogę przyznać, że nie lubię mojej szkoły!
Ale wróćmy do korytarza. Devils wciągali, a kujony, czyli Daisy i Henry, kuły, no bo co innego robią kujony? Natomiast ja szperałam w swojej torbie. Ból głowy nie ustępował. Wzięłam kolejne dwie tabletki i popiłam. Może w końcu zadziałają.
Całe zajęcia nie uważałam, ból głowy był tak przeraźliwy. W najmniej niespotykanym momencie naszła mnie chęć na pisanie piosenki, otworzyłam tył zeszytu i zaczęłam zapisywać wszystko, co przychodzi mi do głowy. Był tam Kieran, przede wszystkim on. On był głównym punktem zaczepienia. Każde słowo poprawiałam milion razy, kartka była pokreślona, ale piosenka się utworzyła:
Zamykam oczy, przenoszę się do innego świata
Widzę ciebie, roześmianego, takiego jak dawniej
Biegniesz za mną, próbujesz złapać 
Słyszę nasze śmiechy i krzyki
Zachowywaliśmy się jak dwa dzieciaki nie znające życia
Złapałeś mnie, jak wróbelka w klatkę 
Spojrzałeś tak głęboko w oczy, tak przenikliwie
Nasze miarowe oddechy, brak uśmiechu
Staliśmy tak przytuleni do siebie
Otworzyłeś usta, zacząłeś coś mówić
Że musisz wyjechać, że tak będzie lepiej dla nas
Że nie potrzebnie zawracam sobie tobą głowę
Do moich oczu zaczęły płynąć łzy
Kiedy to wspominam, dzieje się to samo
Przytuliłeś mnie wtedy jeszcze mocniej
Wtuliłam się w ciebie, jak teraz w mojego misia
Spojrzałeś znów w moje oczy
Nachyliłeś się do moich ust
Nie wyobrażasz sobie, jak tęsknie za tym wszystkim
Za tymi słodkimi, namiętnymi pocałunkami 
Za tymi spojrzeniami, za tymi ciemnymi oczami
Czekam, aż znów pojawisz się w moich drzwiach
Ale teraz pozostało mi teraz patrzenie na gwiazdy i księżyc
Bo jak kiedyś powiedziałeś
„Kiedy za mną zatęsknisz spójrz w niebo, ja też wtedy spojrzę i będziemy tęsknić za sobą wspólnie”
Kiedy przeczytałam tekst jeszcze raz, lekcja już się kończyła. Głowa nadal napieprzała jak szalona. Pożegnałam się z panem Jacksonem i wyszłam z klasy jako pierwsza. Jednak na korytarzu zaczepił mnie nauczyciel od muzyki, pan James Stewart, zresztą mój ulubiony nauczyciel.
- Cześć Gabrielle - uśmiechnął się do mnie, ale zauważył, że nie coś jest ze mną nie tak. - Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową. Nie chciałam, żeby ktoś się o mnie martwił.
- Tak, wszystko okay - wymusiłam w sobie uśmiech.
- Mam taką nadzieję, bo chciałem posłuchać jak grasz, potrzebujemy pianisty lub pianistki i wokalistki w jednym - zagadnął, zadowolony, jak zwykle z siebie. - Co ty na to?
- Świetny pomysł - znów wymuszony uśmiech. - To kiedy mam się do pana zgłosić?
- Może teraz, masz czas?
Pokiwałam tylko głową i ruszyłam za nauczycielem. Od początku szkoły najlepiej dogadywałam się właśnie ze Stewartem, był jak na nauczyciela całkiem spoko.
Weszliśmy do dużej sali muzycznej. Na środku stał czarny fortepian. Z jednej strony kochałam ten przedmiot i nie mogłam wyobrazić sobie życia bez grania, ale z drugiej... A zresztą.
Usiadła za instrumentem.
- No zacznij - uśmiechnął się Stewart. Dotknęłam zaledwie klawiszy i już wydał się ze środka cudowny dźwięk, a za nim kolejne i kolejne. Stwierdziłam, że najlepszą piosenką do zagrania i zaśpiewania będzie They don't know about us zespołu One Direction. Tak, jestem Directioner i się tego nie wstydzę, mimo, że słucham All Time Low i ogólnie pop punk.
Zaśpiewałam całą piosenkę, każdy dźwięk łączył się w całość, choć nienawidzę swojego głosu, stwierdziłam, że wyszło nieźle. Kiedy skończyłam nauczyciel zaczął klaskać.
- No to mamy pianistkę - był taki dumny z siebie. Ja tylko wstałam, podziękowałam, pożegnałam się z nim i wyszłam ze szkoły.
Słońce już zachodziło nad Londynem. Cały dzień miałam włączony tryb offline w telefonie i dopiero teraz go włączyłam. Na ekranie wyświetliło się 3 wiadomości tekstowe od Jasminee, 2 wiadomości tekstowe od Lena, 1 wiadomość tekstowa od Mama, 2 nieodebrane połączenia od Alex. 
Przeczytałam wszystkie po kolei: 
Jasminee: Hej :) Jak tam samopoczucie? | Jasminee: Ej co jest , Gab? :( | Martwię się, zadzwoń.
Lena: Cześć, cześć! Jak tam? :D | Co się dzieje, Gabrielle jesteś tam?
Mama: Wrócimy w nocy. Zamów sobie chińszczyznę albo coś innego. Buziaki. Mama.
Odpisałam dziewczynom, że pogadamy dzisiaj na skypie i mają się nie martwić, a na rodziców znów byłam wściekła. Już trzy lata. Trzy lata. Cały czas mnie ignorują. Alex jest już dorosły, więc w sumie ich zdanie ma w dupie. Ale nie ja. Ostatni raz jak zapytałam mamę czy dobrze wyglądam, czy sukienka nie jest zbyt ciasna to tylko pokiwała głową zza laptopa, że jest okay. Nie było okay. 
Wsiadłam w pierwszy autobus do domu. Jechałam dobre 20 minut. W słuchawkach znów leciało Stay. Z oczu ciekły łzy. Ból głowy nie ustępował, wzięłam znów dwie tabletki. Tym razem bez popijania. 
Kiedy wyszłam na przystanek zakręciło mi się znów w głowie, ale gorzej niż rano. Szłam powoli w stronę domu. Zdążyłam zamknąć drzwi i pobiegłam szybko do łazienki. 
Zwymiotowałam, trzeci raz w tym tygodniu. Czułam się strasznie. Jedyne o czym myślałam to, żeby już nie mieć tych cholernie długich bóli głowy czy brzucha. Wzięłam proszki nasenne, dwa razy większą dawkę niż powinno się brać. Napisałam tylko wiadomość do dziewczyn, że jestem zmęczona i pogadamy jutro. 
Niestety. Proszki nie podziałały. Nie spałam. Musiałam siedzieć cały czas w łazience, wymiotowałam cztery razy. W pewnym momencie nie miałam już czym... Potem zasnęłam, przynajmniej tak mi się zdawało. 
Śnił mi się Kieran, jak coś mówi, jak stoi moja mama, tata, Alex, Jasminee i Lena. Wszyscy mnie potępiają i nienawidzą. Mówią jaka jestem straszna, jak to ciężko ze mną wytrzymać. 
Obudziłam się o jedenastej w nocy. Wstałam powoli z chłodnej podłogi i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak zombie, przemyłam twarz ciepłą wodą i umyłam zęby. Poszłam do swojego pokoju. W domu nadal nikogo nie było. Usiadłam na łóżku i napisałam na czacie do dziewczyn. "Musimy pogadać".
Teraz leżę, kończąc wpis. Jest już lepiej, ale nie wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam się bać i pomyśleć, że zaczęło się od niewinnego popołudnia. Muszę im powiedzieć o tym wszystkim, sama sobie nie poradzę, aż tak głupia nie jestem. A teraz już idę spać. Słyszę, że Alex wchodzi do domu.
Dobranoc.


2 komentarze:

  1. Bardzo mi sie w tym opowiadaniu podoba to, ze jest o zyciu (normalnym) nie tak jak te wszystkie teraz pelno gangow, narkotykow itp (i tak je lubie :p)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne . Szkoda że już nie piszesz :(

    OdpowiedzUsuń