Szum fal rozbijających się o
skały unosił się dookoła. Ostatnie promienie słońca oświetlały
nasze twarze. Woda chlupotała zachęcająco, obmywając nam stopy.
Uniosłam głowę do góry i spojrzałam w znajome brązowe tęczówki.
Byliśmy tu tylko we dwoje. Nikogo więcej. Powoli zbliżyłam się
do chłopaka, wyczekując na pocałunek. Brunet wyciągnął rękę,
którą natychmiast złapałam. Jeszcze jeden krótki krok i byłam w
jego ramionach. Zaśmiałam się gdy stopy ugrzęzły mi w piasku na
którym stałam. Przygryzłam wargę czując jego dłonie na mojej
talii. Jego brązowe oczy zabłyszczały figlarnie. Nasze nosy
zetknęły się delikatnie, byliśmy coraz bliżej, jeszcze trochę
i...
Nagły upadek z łóżka
spowodował nieprzyjemne przebudzenie. Kompletnie zdezorientowana
rozejrzałam się po pokoju, zerkając przelotnie na zegarek. Z miną
naburmuszonego dziecka wdrapałam się na łóżko i prawie
natychmiast opadłam na poduszki, przykrywając twarz jaśkiem. Myśli
kotłowały się w mojej głowie. Gdy tylko zamykałam oczy,
widziałam twarz Seana milimetry od swojej. Westchnęłam głośno i
powoli wstając, skierowałam się do łazienki. Miałam nadzieję,
że prysznic odpędzi resztki tego snu. Piętnaście minut później
byłam całkowicie rozbudzona, a mój żołądek w dość głośny
sposób dawał o sobie znać. Postanowiłam najpierw sprawdzić
Twittera. Z uśmiechem odnotowałam wiadomość od dziewczyn.
Jasminee pisała o kłótni z Jackiem, jednak robiła to dość
ogólnie. Natychmiast otworzyłam nową wiadomość i napisałam do
przyjaciółki. Zadowolona z siebie przeczytałam kilka tweetów
Gabrielle, mając nadzieję, że czuje się lepiej. Uruchomiłam
konwersację z obydwoma dziewczynami, po czym wysłałam im krótką
wiadomość i zapytanie czy będą miały później czas na rozmowę.
Włączyłam muzykę podkręcając głośność i ruszyłam do kuchni
w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Sissy słysząc moją krzątaninę
wygramoliła się z legowiska, prosząc o pieszczoty. Podrapałam
psiaka po brzuchu i nasypałam jej suchej karmy. Otworzyłam lodówkę
i jęknęłam widząc w niej jedynie światło. Zerknęłam na psa,
który wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi dwukolorowymi
oczami.
-Twoja pani ma sklerozę i
cholernie mało czasu ostatnio. Wygląda na to, że dzisiaj nie mam
śniadania. Cóż, trudno.
Pies szczeknął krótko, jakby
protestował.
-Spokojnie. Ty masz karmę a
ja... Zjem coś na mieście.
Wypiłam szklankę soku, chcąc
pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z żołądka. Przez chwilę
wszystko dookoła kręciło się szybko, jednak po chwili zawroty
minęły. Ostatnio nie miałam czasu na regularne posiłki i teraz to
odbijało się na moim samopoczuciu. Szybko uznałam, że przesadzam.
Kilka treningów jeszcze nikogo nie zabiło, pomyślałam. Przebrałam
się w dresy, zgarnęłam telefon, ipoda i skierowałam się do
wyjścia. Bieg do parku sprawił, że na nowo zaczęłam myśleć o
swoim śnie. Poczułam jak policzki palą mnie z zakłopotania. Gdy
dotarłam do doskonale znanego mi miejsca, gdzie zawsze trenowałam,
nie wiedziałam co mam robić. Odkąd poznałam Seana moje życie i
uczucia były wywrócone do góry nogami. Z jednej strony chciałam
mu zaufać i dać szansę, ale z drugiej czułam, że jest jeszcze na
to za wcześnie a ja kompletnie nie znam tego chłopaka. Zamknęłam
oczy i przećwiczyłam układ kilkakrotnie. Musiałam być gotowa w
stu procentach na występ z Ianem. Nagle mój telefon zaczął
wibrować. Zaskoczona spojrzałam na wyświetlacz i jęknęłam.
-Tak słucham?
-Przylatujmy dzisiaj do Londynu.
Mogłabyś nas odebrać z lotniska?
-Cześć mamo, też się cieszę,
że cię słyszę. U mnie w porządku, fajnie że pytasz.
Słysząc chłodny głos matki
mogłam wręcz zobaczyć jak wywraca oczami i zaciska usta z
niezadowolenia.
-Nie jesteś pępkiem świata.
Pytałam czy możesz nas odebrać z lotniska?
-Wybacz, nie jesteście pępkami
świata. Mam trening. Nie dam rady. Ale powinnam wrócić zanim
dojedziecie, ewentualnie poczekacie na klatce.
-Oczywiście. Rodzina przyjeżdża,
a ty spędzasz czas na sali treningowej? Typowe.
-Nie mam zamiaru się kłócić.
Jeśli chcecie się ze mną zobaczyć to zapraszam do mojego
mieszkania. Adres znacie. Ja powinnam wrócić około godziny 20, 21.
-Lena nie możesz tak nas
lekceważyć!
-Ależ ja was nie lekceważę.
Wyjechałam ponad 9 miesięcy temu a wy nawet przez jeden dzień nie
próbowaliście się ze mną skontaktować. Więc kto tu kogo
lekceważy? Bo chyba zapomnieliście, że macie córkę.
-Tak się składa, że...
-Wybacz mamo. Muszę kończyć.
Gdybyś zainteresowała się moim życiem wystarczająco mocno,
wiedziałabyś, że niedługo mam bardzo ważny występ i muszę się
przygotować. Spokojnego lotu.
Zanim matka zdążył cokolwiek
powiedzieć, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Kręcąc z
niedowierzaniem głową zgarnęłam wilgotne kosmyki z twarzy,
zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam z powrotem do domu. Skoro moi
rodzice mięli przyjechać, musiałam zrobić generalne porządki i
jakieś zakupy. Nie żeby ich to interesowało, pomyślałam. W
drzwiach przywitała mnie rozochocona Sissy. Z reguły zawsze po
treningu brałam prysznic i szłam z nią na spacer. Niestety tym
razem nie mogłam wywiązać się z obietnicy. Poklepałam psa po
grzbiecie i uśmiechnęłam się smutno.
-Przykro mi mała. Tym razem
musimy odpuścić spacer. Będziemy miały gości...
Pies zawarczał obrażony i
skierował się na swoje ulubione miejsce w salonie. Wzruszyłam
ramionami i przeszłam do kuchni. Rozejrzałam się dookoła,
zastanawiając się od czego zacząć. Nie byłam osobą, która
maniakalnie dba o porządek, w dodatku w ciągu ostatnich kilku dni
nie miałam na sprzątanie zwyczajnie czasu. Wiedziałam także, że
moja matka czy ojciec nie będą w stanie tego zrozumieć. Związałam
włosy w kucyk na czubku głowy, przebrałam się w luźne szorty i
podkoszulek z logo Akademii i zabrałam się do pracy. Dwie godziny
później całe mieszkanie lśniło, a ja byłam wykończona. Na samą
myśl, że czeka mnie jeszcze dzisiaj trening, nogi odmawiały mi
posłuszeństwa. Spojrzałam na zegarek i opadłam na łóżko przy
którym akurat stałam. Sięgnęłam po laptopa i rozmasowując
spięty kark, włączyłam go. Z uśmiechem odebrałam wiadomości od
dziewczyn, które nie mogły doczekać się na rozmowę. Uznałam, że
możemy teraz przez chwilę porozmawiać, ponieważ później na
pewno nie będzie na to czasu. Zwłaszcza z rodziną w drugim pokoju.
Widząc Jasminee online, natychmiast zadzwoniłam. Dziewczyna bardzo
się ucieszyła słysząc mnie.
-No to opowiadaj Lena! Co w
wielkim mieście?
Uśmiechnęłam się mimowolnie
słysząc te słowa.
-A gdzie Gab? Pojawi się?
Jasminee spojrzała na zegarek
znajdujący się na nadgarstku.
-Tak. Napisała mi, że za jakieś
piętnaście minut powinna być.
-To co? Czekamy, czy opowiesz mi
co u tego dupka, który cię tak świńsko potraktował?
Dziewczyna pokiwała głową,
próbując zaprzeczyć moim słowom.
-Najpierw ty! Jak treningi z tym
ciachem?
Beztrosko wzruszyłam ramionami,
jakby treningi z przystojnym tancerzem światowej sławy były dla
mnie na porządku dziennym. Z komputera dało się słyszeć radosny
śmiech mojej drugiej przyjaciółki.
-Cześć Gab, widzę, że humorek
dopisuje.
-Po prostu spodziewałyśmy się
jakiś pikantnych szczegółów zza kulis, a tymczasem jedyne co
otrzymujemy to wzruszenie ramionami.
-No wiecie...
Dziewczyny wybuchnęły głośnym
śmiechem w tym samym momencie. Poczułam przyjemny dreszcz na ciele.
Automatycznie zerknęłam na kalendarz na którym w wielkie czerwone
kółko była zaznaczona data naszego pierwszego spotkania. Każda z
nas nie mogła się już doczekać tego.
-No właśnie nie wiemy, dlatego
przestań nas w końcu drażnić i opowiadaj! Jaki jest?
-Jest naprawdę dobrym trenerem.
Cierpliwym i wyrozumiałym. Poza tym jest świetnym tancerzem, mogę
się od niego wiele nauczyć.
Jasminee zachichotała słysząc
moje słowa.
-Ty, uważaj bo tam się nam
jeszcze zakochasz!
-Spokojnie, myślę, że tam w
Los Angeles czeka na niego jakaś długonoga i zgrabna tancerka.
-Jedno musimy ci przyznać.
Jesteśmy z ciebie niesamowicie dumne.
-Nie wiem jak Gabrielle, ale ja
wszędzie dookoła opowiadam moim znajomym, że moja przyjaciółka
została tak wyróżniona.
Zaśmiałam się słysząc dumę
w głosie dziewczyn. Nikt nie mógł być ze mnie bardziej dumny niż
one dwie.
-Okey! Dość o mnie. Co u was?
-Właściwie u mnie już wszystko
wiesz. Powtórzę bo Gabrielle nie słyszała. Dla twojej informacji,
Jack wolał uwierzyć Dominique i teraz zostałam psychopatką, która
jest w nim szaleńczo zakochana. I najwidoczniej mam jakiś problem
na tle psychicznym, ponieważ jej groziłam.
-Słucham!? Ugh, kiedyś po
prostu wydrapię jej oczy!
-To nic nie da.
-Ależ da. Dziką satysfakcję
mnie.
-Daj spokój. Było minęło a
Jack idiotą nie jest. W końcu się kapnie, a wtedy wróci do ciebie
na kolanach Jass. Gabrielle a jak ty się czujesz?
Dziewczyna ocknęła się wyrwana
z głębokiego zamyślenia.
-Ja? Lepiej. Czuję się o wiele
lepiej.
-Na pewno? Jesteś jakaś
zamyślona.
-Tak, ja...
-Miała wizytę pewnego chłopaka
z sąsiedztwa...
-O czym ty mówisz?
-Mój sąsiad Kieran, tak się
nią zauroczył, że zaprosił ją na randkę.
-O proszę! I dlaczego ja
dowiaduję o tym jako ostatnia?
-Nie ostatnia. Ostatnimi osobami
na ziemi, które się o tym dowiedzą będą moi rodzice. A ty
Jasminee nie zgrywaj niewiniątka i lepiej opowiedz nocy spędzonej z
Deanem.
Do tej pory biegałam po pokoju
starając się zapanować nad chaosem, który powstał tu
niespodziewanie. Jednak słysząc słowa Gab, zatrzymałam się w pół
kroku. Wyrzuciłam z rąk brudne ciuchy i usiadłam przed laptopem.
-A więc... Masz mi coś do
powiedzenia Jasminee?
Purpurowa z zakłopotania
przyjaciółka westchnęła przeciągle.
-To nie jest tak jak myślisz...
Byłam smutna i zła na Jacka. Dean zobaczył, że nie jestem w
najlepszym i odwiedzili mnie z Kieranem, przynosząc babeczki. Kier
szybko się ulotnił. Zostałam z Deanem, zaczęliśmy gadać i nie
zauważyliśmy jak późno się zrobiło. Dean został, żeby się
upewnić, że nic mi nie jest. Do niczego między nami nie doszło.
End of story.
-Kiedy mu powiesz, że jesteś w
nim zakochana?
Pytanie wyraźnie zaskoczyło
dziewczynę w lokach.
-O czym ty mówisz?
Uniosłam brwi patrząc w kamerę
z politowaniem.
-Naprawdę? Znam cię lepiej niż
ci się wydaje, mała. To widać, ze czujesz do niego coś więcej
niż tylko przyjaźń.
-Dean to mój kumpel. Nic poza
tym. Możemy o tym nie rozmawiać?
Uniosłam ręce do góry i
wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz słonko. Lepiej
powiedz co na to twoi rodzice?
-Aż dziwne, ale mama czy ojciec
ani razu nie przyszli do mnie.
-Faktycznie dziwne... A skoro
mowa o rodzicach, zgadnijcie kto dzisiaj przylatuje do Londynu?
-Nie! Naprawdę? Szanowni państwo
postanowili cię odwiedzić?
-Raczej mają coś do załatwienia
w Londynie, a skoro już tu mieszkam to pewnie uznali, że szkoda
pieniędzy na hotel.
-Na ile zostają?
-Nie mam pojęcia, ale mam
nadzieję, że jak najkrócej.
Popatrzyłam na zegarek w rogu
monitora i westchnęłam.
-Dziewczyny, przepraszam was, ale
ja muszę spadać. Mam jeszcze dzisiaj trening a potem muszę jakieś
zakupy szybko zrobić.
-Jasne, rozumiemy.
-Jak będziesz sławna, to
pamiętaj, że noszę 6.
-Zapamiętam! Kocham was, pa!
-Na razie, my ciebie też!
Rozłączyłam się i opadłam na
łóżko. Po sekundzie jednak wstałam i wrzuciłam rzeczy na trening
do torby. Po drodze zgarnęłam telefon, portfel, klucze i ipoda i
ruszyłam do wyjścia. Drogę do przystanku przebiegłam truchtem,
uznając to za doskonałą rozgrzewkę. Dwadzieścia minut później
byłam pod studiem. Weszłam rozglądając się ciekawie. Po raz
pierwszy byłam w Akademii tak późno i to na dodatek sama. W oddali
usłyszałam znajome kawałki. Przystanęłam przy drzwiach wpatrując
się urzeczona w chłopaka trenującego na sali. Gdy muzyka się
skończyła, weszłam cicho bijąc brawo. Zaskoczony Ian odwrócił
się z uśmiechem.
-Sądziłem, że będziesz
później.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę
więc uznałam, że jeśli przyjdę wcześniej to wypuścisz mnie
szybciej niż po 22.
-A z jakiego powodu?
-Moja lodówka świeci pustkami,
a także moi rodzice przylatują.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś?
Odpuściłbym ci dzisiaj ten trening.
-Powiedzmy, że wolę spędzić
kilka godzin na sali treningowej, niż kilka minut w towarzystwie
moich rodziców...
Aż tak źle?
-Długa historia. Zaczynamy?
Ian machnął ręką i włączył
muzykę. Kolejne dwie godziny spędziliśmy ciężko pracując i
dopieszczając układ. W końcu opadłam na chłodny parkiet i
jęknęłam wyczerpana.
-Dość! Bo mnie wykończysz!
-Nie taki jest plan. Musisz
wytrzymać do występu.
-Jeśli będziemy tak trenować
codziennie, to zabijesz mnie lub zmusisz do samobójstwa.
-No dobra, jutro dam ci wolne,
pasuje?
Wstałam i ukłoniłam
się mocno w stronę chłopaka.
-Dziękuję o panie.
Jesteś nad wyraz łaskawy!
-Dobra dobra już nie
błaznuj! Znikaj, zanim zmienię zdanie!
Podskoczyłam na
palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
-Dzięki, na razie!
Wybiegłam z sali, po
drodze wrzucając swoje rzeczy do torby. Spojrzałam na zegarek i
odetchnęłam z ulgą. Spokojnie mogłam zdążyć na zakupy. Weszłam
do lokalnego Sainsbury'ego i sięgnęłam po najpotrzebniejsze
rzeczy. Czterdzieści pięć minut później byłam pod mieszkaniem.
Z nadzieją rozejrzałam się po klatce schodowej. Po chwili
usłyszałam donośny głos ojca.
-Długo będziesz tam
stała, czy wpuścisz nas do mieszkania?
Wywróciłam oczami i
bez słowa ruszyłam do góry.
-Cześć tato, też
się cieszę, że cię widzę.
Mężczyzna burknął
coś pod nosem. Matka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się
chłodno. W myślach odliczyłam do pięciu żeby się uspokoić i
otworzyłam drzwi.
-Zapraszam. A swoją
drogą, nie dawałam wam zapasowego klucza?
-Młody zgubił go już
wieki temu. Sprzątasz tutaj czasami?
-Czasem się zdarza.
Mogliście mi o tym powiedzieć.
-Nie ważne. Masz
jakąś kolację?
Uniosłam reklamówkę
z zakupami i wskazałam kuchnię.
-Wy zajmijcie się
kolacją a ja sobie odpocznę.
-Oczywiście tatusiu,
bo lot samolotem tak cię zmęczył?
Matka spojrzała na
mnie surowo i zaciągnęła do kuchni.
-Daj ojcu spokój.
Chcesz się znowu kłócić?
-Zapomniałam, że
wszystko co najgorsze to moja zasługa...
Otworzyłam lodówkę
i w tym momencie w domu rozległo się pukanie.
-Cholera jasna! Kogo
niesie o tej porze? Człowiek nawet we własnym domu nie może
spokojnie odpocząć!
Ruszyłam do drzwi,
rzucając ojcu ostre spojrzenie.
-Przypominam ci
tatusiu, że jesteś u mnie. Nie u siebie.
Otworzyłam drzwi i
zamrugałam zdumiona. Na progu stał Sean i Ian, mierząc się
nawzajem niezbyt przyjaznym wzrokiem.
-Sean... Ian? Co wy tu
robicie?
Sean podrapał się po
głowie nie kryjąc zakłopotania.
-Przepraszam, że bez
zapowiedzi. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Pomyślałem, że może
poszlibyśmy na spacer i zjedli coś razem?
-Wybacz. Pewnie
telefon leży gdzieś rozładowany w torbie. Mam dzisiaj zakręcony
dzień. Ian?
-Ja właśnie w
sprawie telefonu. Wypadł ci z kieszeni jak wychodziłaś, ale chyba
mnie nie słyszałaś. Wykradłem twój adres z dziekanatu.
-Słuchawki...
Chłopak podał mi
telefon i odwrócił się by odejść, jednak w tym momencie tuż
obok mnie zmaterializowała się matka.
-Dobry wieczór , a
panowie to...
-Mamo, to jest Sean
mój... znajomy. A Ian jest moim trenerem. Zapomniałam telefonu i mi
go odwiózł.
-Jak miło. Może
zechcą panowie wejść na kawę i ciasto?
Chłopacy uśmiechnęli
się lekko słysząc te słowa.
-Z przyjemnością.
-Ależ oczywiście.
Westchnęłam
zrezygnowana, przepuszczając chłopaków w drzwiach. Zapowiada się
ciekawy wieczór, nie ma co...
--------------------------
A więc witajcie po tej krótkiej przerwie :) Wybaczcie, że tyle to trwało ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Jednak się udało! Kolejny rozdział już jest i mam nadzieję, że wam się podoba. Następny rozdział pojawi się dopiero po zakończeniu roku szkolnego, ponieważ dwie z trzech autorek mają szkołę którą muszą się zająć przez te kilka ostatnich tygodni. A więc do zobaczenia na wakacjach kochani! ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz