środa, 4 czerwca 2014

#3 Lena

Szum fal rozbijających się o skały unosił się dookoła. Ostatnie promienie słońca oświetlały nasze twarze. Woda chlupotała zachęcająco, obmywając nam stopy. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam w znajome brązowe tęczówki. Byliśmy tu tylko we dwoje. Nikogo więcej. Powoli zbliżyłam się do chłopaka, wyczekując na pocałunek. Brunet wyciągnął rękę, którą natychmiast złapałam. Jeszcze jeden krótki krok i byłam w jego ramionach. Zaśmiałam się gdy stopy ugrzęzły mi w piasku na którym stałam. Przygryzłam wargę czując jego dłonie na mojej talii. Jego brązowe oczy zabłyszczały figlarnie. Nasze nosy zetknęły się delikatnie, byliśmy coraz bliżej, jeszcze trochę i...

Nagły upadek z łóżka spowodował nieprzyjemne przebudzenie. Kompletnie zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju, zerkając przelotnie na zegarek. Z miną naburmuszonego dziecka wdrapałam się na łóżko i prawie natychmiast opadłam na poduszki, przykrywając twarz jaśkiem. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam twarz Seana milimetry od swojej. Westchnęłam głośno i powoli wstając, skierowałam się do łazienki. Miałam nadzieję, że prysznic odpędzi resztki tego snu. Piętnaście minut później byłam całkowicie rozbudzona, a mój żołądek w dość głośny sposób dawał o sobie znać. Postanowiłam najpierw sprawdzić Twittera. Z uśmiechem odnotowałam wiadomość od dziewczyn. Jasminee pisała o kłótni z Jackiem, jednak robiła to dość ogólnie. Natychmiast otworzyłam nową wiadomość i napisałam do przyjaciółki. Zadowolona z siebie przeczytałam kilka tweetów Gabrielle, mając nadzieję, że czuje się lepiej. Uruchomiłam konwersację z obydwoma dziewczynami, po czym wysłałam im krótką wiadomość i zapytanie czy będą miały później czas na rozmowę. Włączyłam muzykę podkręcając głośność i ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Sissy słysząc moją krzątaninę wygramoliła się z legowiska, prosząc o pieszczoty. Podrapałam psiaka po brzuchu i nasypałam jej suchej karmy. Otworzyłam lodówkę i jęknęłam widząc w niej jedynie światło. Zerknęłam na psa, który wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi dwukolorowymi oczami.
-Twoja pani ma sklerozę i cholernie mało czasu ostatnio. Wygląda na to, że dzisiaj nie mam śniadania. Cóż, trudno.
Pies szczeknął krótko, jakby protestował.
-Spokojnie. Ty masz karmę a ja... Zjem coś na mieście.
Wypiłam szklankę soku, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z żołądka. Przez chwilę wszystko dookoła kręciło się szybko, jednak po chwili zawroty minęły. Ostatnio nie miałam czasu na regularne posiłki i teraz to odbijało się na moim samopoczuciu. Szybko uznałam, że przesadzam. Kilka treningów jeszcze nikogo nie zabiło, pomyślałam. Przebrałam się w dresy, zgarnęłam telefon, ipoda i skierowałam się do wyjścia. Bieg do parku sprawił, że na nowo zaczęłam myśleć o swoim śnie. Poczułam jak policzki palą mnie z zakłopotania. Gdy dotarłam do doskonale znanego mi miejsca, gdzie zawsze trenowałam, nie wiedziałam co mam robić. Odkąd poznałam Seana moje życie i uczucia były wywrócone do góry nogami. Z jednej strony chciałam mu zaufać i dać szansę, ale z drugiej czułam, że jest jeszcze na to za wcześnie a ja kompletnie nie znam tego chłopaka. Zamknęłam oczy i przećwiczyłam układ kilkakrotnie. Musiałam być gotowa w stu procentach na występ z Ianem. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Zaskoczona spojrzałam na wyświetlacz i jęknęłam.
-Tak słucham?
-Przylatujmy dzisiaj do Londynu. Mogłabyś nas odebrać z lotniska?
-Cześć mamo, też się cieszę, że cię słyszę. U mnie w porządku, fajnie że pytasz.
Słysząc chłodny głos matki mogłam wręcz zobaczyć jak wywraca oczami i zaciska usta z niezadowolenia.
-Nie jesteś pępkiem świata. Pytałam czy możesz nas odebrać z lotniska?
-Wybacz, nie jesteście pępkami świata. Mam trening. Nie dam rady. Ale powinnam wrócić zanim dojedziecie, ewentualnie poczekacie na klatce.
-Oczywiście. Rodzina przyjeżdża, a ty spędzasz czas na sali treningowej? Typowe.
-Nie mam zamiaru się kłócić. Jeśli chcecie się ze mną zobaczyć to zapraszam do mojego mieszkania. Adres znacie. Ja powinnam wrócić około godziny 20, 21.
-Lena nie możesz tak nas lekceważyć!
-Ależ ja was nie lekceważę. Wyjechałam ponad 9 miesięcy temu a wy nawet przez jeden dzień nie próbowaliście się ze mną skontaktować. Więc kto tu kogo lekceważy? Bo chyba zapomnieliście, że macie córkę.
-Tak się składa, że...
-Wybacz mamo. Muszę kończyć. Gdybyś zainteresowała się moim życiem wystarczająco mocno, wiedziałabyś, że niedługo mam bardzo ważny występ i muszę się przygotować. Spokojnego lotu.
Zanim matka zdążył cokolwiek powiedzieć, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Kręcąc z niedowierzaniem głową zgarnęłam wilgotne kosmyki z twarzy, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam z powrotem do domu. Skoro moi rodzice mięli przyjechać, musiałam zrobić generalne porządki i jakieś zakupy. Nie żeby ich to interesowało, pomyślałam. W drzwiach przywitała mnie rozochocona Sissy. Z reguły zawsze po treningu brałam prysznic i szłam z nią na spacer. Niestety tym razem nie mogłam wywiązać się z obietnicy. Poklepałam psa po grzbiecie i uśmiechnęłam się smutno.
-Przykro mi mała. Tym razem musimy odpuścić spacer. Będziemy miały gości...
Pies zawarczał obrażony i skierował się na swoje ulubione miejsce w salonie. Wzruszyłam ramionami i przeszłam do kuchni. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się od czego zacząć. Nie byłam osobą, która maniakalnie dba o porządek, w dodatku w ciągu ostatnich kilku dni nie miałam na sprzątanie zwyczajnie czasu. Wiedziałam także, że moja matka czy ojciec nie będą w stanie tego zrozumieć. Związałam włosy w kucyk na czubku głowy, przebrałam się w luźne szorty i podkoszulek z logo Akademii i zabrałam się do pracy. Dwie godziny później całe mieszkanie lśniło, a ja byłam wykończona. Na samą myśl, że czeka mnie jeszcze dzisiaj trening, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zegarek i opadłam na łóżko przy którym akurat stałam. Sięgnęłam po laptopa i rozmasowując spięty kark, włączyłam go. Z uśmiechem odebrałam wiadomości od dziewczyn, które nie mogły doczekać się na rozmowę. Uznałam, że możemy teraz przez chwilę porozmawiać, ponieważ później na pewno nie będzie na to czasu. Zwłaszcza z rodziną w drugim pokoju. Widząc Jasminee online, natychmiast zadzwoniłam. Dziewczyna bardzo się ucieszyła słysząc mnie.
-No to opowiadaj Lena! Co w wielkim mieście?
Uśmiechnęłam się mimowolnie słysząc te słowa.
-A gdzie Gab? Pojawi się?
Jasminee spojrzała na zegarek znajdujący się na nadgarstku.
-Tak. Napisała mi, że za jakieś piętnaście minut powinna być.
-To co? Czekamy, czy opowiesz mi co u tego dupka, który cię tak świńsko potraktował?
Dziewczyna pokiwała głową, próbując zaprzeczyć moim słowom.
-Najpierw ty! Jak treningi z tym ciachem?
Beztrosko wzruszyłam ramionami, jakby treningi z przystojnym tancerzem światowej sławy były dla mnie na porządku dziennym. Z komputera dało się słyszeć radosny śmiech mojej drugiej przyjaciółki.
-Cześć Gab, widzę, że humorek dopisuje.
-Po prostu spodziewałyśmy się jakiś pikantnych szczegółów zza kulis, a tymczasem jedyne co otrzymujemy to wzruszenie ramionami.
-No wiecie...
Dziewczyny wybuchnęły głośnym śmiechem w tym samym momencie. Poczułam przyjemny dreszcz na ciele. Automatycznie zerknęłam na kalendarz na którym w wielkie czerwone kółko była zaznaczona data naszego pierwszego spotkania. Każda z nas nie mogła się już doczekać tego.
-No właśnie nie wiemy, dlatego przestań nas w końcu drażnić i opowiadaj! Jaki jest?
-Jest naprawdę dobrym trenerem. Cierpliwym i wyrozumiałym. Poza tym jest świetnym tancerzem, mogę się od niego wiele nauczyć.
Jasminee zachichotała słysząc moje słowa.
-Ty, uważaj bo tam się nam jeszcze zakochasz!
-Spokojnie, myślę, że tam w Los Angeles czeka na niego jakaś długonoga i zgrabna tancerka.
-Jedno musimy ci przyznać. Jesteśmy z ciebie niesamowicie dumne.
-Nie wiem jak Gabrielle, ale ja wszędzie dookoła opowiadam moim znajomym, że moja przyjaciółka została tak wyróżniona.
Zaśmiałam się słysząc dumę w głosie dziewczyn. Nikt nie mógł być ze mnie bardziej dumny niż one dwie.
-Okey! Dość o mnie. Co u was?
-Właściwie u mnie już wszystko wiesz. Powtórzę bo Gabrielle nie słyszała. Dla twojej informacji, Jack wolał uwierzyć Dominique i teraz zostałam psychopatką, która jest w nim szaleńczo zakochana. I najwidoczniej mam jakiś problem na tle psychicznym, ponieważ jej groziłam.
-Słucham!? Ugh, kiedyś po prostu wydrapię jej oczy!
-To nic nie da.
-Ależ da. Dziką satysfakcję mnie.
-Daj spokój. Było minęło a Jack idiotą nie jest. W końcu się kapnie, a wtedy wróci do ciebie na kolanach Jass. Gabrielle a jak ty się czujesz?
Dziewczyna ocknęła się wyrwana z głębokiego zamyślenia.
-Ja? Lepiej. Czuję się o wiele lepiej.
-Na pewno? Jesteś jakaś zamyślona.
-Tak, ja...
-Miała wizytę pewnego chłopaka z sąsiedztwa...
-O czym ty mówisz?
-Mój sąsiad Kieran, tak się nią zauroczył, że zaprosił ją na randkę.
-O proszę! I dlaczego ja dowiaduję o tym jako ostatnia?
-Nie ostatnia. Ostatnimi osobami na ziemi, które się o tym dowiedzą będą moi rodzice. A ty Jasminee nie zgrywaj niewiniątka i lepiej opowiedz nocy spędzonej z Deanem.
Do tej pory biegałam po pokoju starając się zapanować nad chaosem, który powstał tu niespodziewanie. Jednak słysząc słowa Gab, zatrzymałam się w pół kroku. Wyrzuciłam z rąk brudne ciuchy i usiadłam przed laptopem.
-A więc... Masz mi coś do powiedzenia Jasminee?
Purpurowa z zakłopotania przyjaciółka westchnęła przeciągle.
-To nie jest tak jak myślisz... Byłam smutna i zła na Jacka. Dean zobaczył, że nie jestem w najlepszym i odwiedzili mnie z Kieranem, przynosząc babeczki. Kier szybko się ulotnił. Zostałam z Deanem, zaczęliśmy gadać i nie zauważyliśmy jak późno się zrobiło. Dean został, żeby się upewnić, że nic mi nie jest. Do niczego między nami nie doszło. End of story.
-Kiedy mu powiesz, że jesteś w nim zakochana?
Pytanie wyraźnie zaskoczyło dziewczynę w lokach.
-O czym ty mówisz?
Uniosłam brwi patrząc w kamerę z politowaniem.
-Naprawdę? Znam cię lepiej niż ci się wydaje, mała. To widać, ze czujesz do niego coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Dean to mój kumpel. Nic poza tym. Możemy o tym nie rozmawiać?
Uniosłam ręce do góry i wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz słonko. Lepiej powiedz co na to twoi rodzice?
-Aż dziwne, ale mama czy ojciec ani razu nie przyszli do mnie.
-Faktycznie dziwne... A skoro mowa o rodzicach, zgadnijcie kto dzisiaj przylatuje do Londynu?
-Nie! Naprawdę? Szanowni państwo postanowili cię odwiedzić?
-Raczej mają coś do załatwienia w Londynie, a skoro już tu mieszkam to pewnie uznali, że szkoda pieniędzy na hotel.
-Na ile zostają?
-Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że jak najkrócej.
Popatrzyłam na zegarek w rogu monitora i westchnęłam.
-Dziewczyny, przepraszam was, ale ja muszę spadać. Mam jeszcze dzisiaj trening a potem muszę jakieś zakupy szybko zrobić.
-Jasne, rozumiemy.
-Jak będziesz sławna, to pamiętaj, że noszę 6.
-Zapamiętam! Kocham was, pa!
-Na razie, my ciebie też!
Rozłączyłam się i opadłam na łóżko. Po sekundzie jednak wstałam i wrzuciłam rzeczy na trening do torby. Po drodze zgarnęłam telefon, portfel, klucze i ipoda i ruszyłam do wyjścia. Drogę do przystanku przebiegłam truchtem, uznając to za doskonałą rozgrzewkę. Dwadzieścia minut później byłam pod studiem. Weszłam rozglądając się ciekawie. Po raz pierwszy byłam w Akademii tak późno i to na dodatek sama. W oddali usłyszałam znajome kawałki. Przystanęłam przy drzwiach wpatrując się urzeczona w chłopaka trenującego na sali. Gdy muzyka się skończyła, weszłam cicho bijąc brawo. Zaskoczony Ian odwrócił się z uśmiechem.
-Sądziłem, że będziesz później.
-Wiedziałam, że cię tu znajdę więc uznałam, że jeśli przyjdę wcześniej to wypuścisz mnie szybciej niż po 22.
-A z jakiego powodu?
-Moja lodówka świeci pustkami, a także moi rodzice przylatują.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś? Odpuściłbym ci dzisiaj ten trening.
-Powiedzmy, że wolę spędzić kilka godzin na sali treningowej, niż kilka minut w towarzystwie moich rodziców...
Aż tak źle?
-Długa historia. Zaczynamy?
Ian machnął ręką i włączył muzykę. Kolejne dwie godziny spędziliśmy ciężko pracując i dopieszczając układ. W końcu opadłam na chłodny parkiet i jęknęłam wyczerpana.
-Dość! Bo mnie wykończysz!
-Nie taki jest plan. Musisz wytrzymać do występu.
-Jeśli będziemy tak trenować codziennie, to zabijesz mnie lub zmusisz do samobójstwa.
-No dobra, jutro dam ci wolne, pasuje?
Wstałam i ukłoniłam się mocno w stronę chłopaka.
-Dziękuję o panie. Jesteś nad wyraz łaskawy!
-Dobra dobra już nie błaznuj! Znikaj, zanim zmienię zdanie!
Podskoczyłam na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
-Dzięki, na razie!
Wybiegłam z sali, po drodze wrzucając swoje rzeczy do torby. Spojrzałam na zegarek i odetchnęłam z ulgą. Spokojnie mogłam zdążyć na zakupy. Weszłam do lokalnego Sainsbury'ego i sięgnęłam po najpotrzebniejsze rzeczy. Czterdzieści pięć minut później byłam pod mieszkaniem. Z nadzieją rozejrzałam się po klatce schodowej. Po chwili usłyszałam donośny głos ojca.
-Długo będziesz tam stała, czy wpuścisz nas do mieszkania?
Wywróciłam oczami i bez słowa ruszyłam do góry.
-Cześć tato, też się cieszę, że cię widzę.
Mężczyzna burknął coś pod nosem. Matka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się chłodno. W myślach odliczyłam do pięciu żeby się uspokoić i otworzyłam drzwi.
-Zapraszam. A swoją drogą, nie dawałam wam zapasowego klucza?
-Młody zgubił go już wieki temu. Sprzątasz tutaj czasami?
-Czasem się zdarza. Mogliście mi o tym powiedzieć.
-Nie ważne. Masz jakąś kolację?
Uniosłam reklamówkę z zakupami i wskazałam kuchnię.
-Wy zajmijcie się kolacją a ja sobie odpocznę.
-Oczywiście tatusiu, bo lot samolotem tak cię zmęczył?
Matka spojrzała na mnie surowo i zaciągnęła do kuchni.
-Daj ojcu spokój. Chcesz się znowu kłócić?
-Zapomniałam, że wszystko co najgorsze to moja zasługa...
Otworzyłam lodówkę i w tym momencie w domu rozległo się pukanie.
-Cholera jasna! Kogo niesie o tej porze? Człowiek nawet we własnym domu nie może spokojnie odpocząć!
Ruszyłam do drzwi, rzucając ojcu ostre spojrzenie.
-Przypominam ci tatusiu, że jesteś u mnie. Nie u siebie.
Otworzyłam drzwi i zamrugałam zdumiona. Na progu stał Sean i Ian, mierząc się nawzajem niezbyt przyjaznym wzrokiem.
-Sean... Ian? Co wy tu robicie?
Sean podrapał się po głowie nie kryjąc zakłopotania.
-Przepraszam, że bez zapowiedzi. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Pomyślałem, że może poszlibyśmy na spacer i zjedli coś razem?
-Wybacz. Pewnie telefon leży gdzieś rozładowany w torbie. Mam dzisiaj zakręcony dzień. Ian?
-Ja właśnie w sprawie telefonu. Wypadł ci z kieszeni jak wychodziłaś, ale chyba mnie nie słyszałaś. Wykradłem twój adres z dziekanatu.
-Słuchawki...
Chłopak podał mi telefon i odwrócił się by odejść, jednak w tym momencie tuż obok mnie zmaterializowała się matka.
-Dobry wieczór , a panowie to...
-Mamo, to jest Sean mój... znajomy. A Ian jest moim trenerem. Zapomniałam telefonu i mi go odwiózł.
-Jak miło. Może zechcą panowie wejść na kawę i ciasto?
Chłopacy uśmiechnęli się lekko słysząc te słowa.
-Z przyjemnością.
-Ależ oczywiście.

Westchnęłam zrezygnowana, przepuszczając chłopaków w drzwiach. Zapowiada się ciekawy wieczór, nie ma co... 
--------------------------
A więc witajcie po tej krótkiej przerwie :) Wybaczcie, że tyle to trwało ale mam ostatnio małe urwanie głowy. Jednak się udało! Kolejny rozdział już jest i mam nadzieję, że wam się podoba. Następny rozdział pojawi się dopiero po zakończeniu roku szkolnego, ponieważ dwie z trzech autorek mają szkołę którą muszą się zająć przez te kilka ostatnich tygodni. A więc do zobaczenia na wakacjach kochani! ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz