czwartek, 10 kwietnia 2014

#3 Gabrielle

Wstałam z przeraźliwym bólem głowy, oczy mnie piekły i czułam, że zaraz znów zwymiotuje. Jednak nie do końca przeszła mi grypa żołądkowa, która była powodem wielu ostatnich problemów ze zdrowiem. Nic jednak nie równało się z tym, co czułam w sercu. Rozpadło się na maleńkie kawałki, przeraźliwie bolało. Czemu ktoś chciał zniszczyć mój narząd? Wstałam powoli i ruszyłam w stronę biurka, usiadłam przed nim, otwierając laptopa.
Do pokoju wszedł Alex, kiedy go włączałam.
- Cześć, mama kazała ci przekazać, że masz zostać w domu. Powiedziała, że po tej grypie musisz odpoczywać. Może potrzebujesz czegoś? - uśmiechnął się do mnie. Zauważył, że niezbyt dobrze się czuję.
- Mógłbyś mi przynieść tabletki i coś do jedzenia, czuję się strasznie - powiedziałam cicho, starając się zatuszować załamywanie się głosu. Pokiwał głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Weszłam na twittera i facebooka, chociaż bałam się tego co tam zobaczę. Nigdy nie sądziłam, że będę się bała wchodzić na konta społecznościowe, które pochłaniały większość mojego życia.
Parę nowych wiadomości od dziewczyn, kilka zaproszeń, powiadomień. Zaczęłam wszystko sprawdzać, starając się o nim nie myśleć. Po prostu całe to uczucie niszczyło mnie od środka, przez parę tygodni starałam się wrakiem, wieczne płakanie i wymiotowanie zaczynało przeradzać się w obsesję. Nigdy tak bardzo nie cierpiałam przez to, że ktoś mnie ignorował.
Zanim jednak sprawdziłam wiadomości, wstawiłam piosenkę You Me At Six Crash, chociaż nie sądziłam, że to było zauroczenie, to było coś więcej, nie spodziewałam się, że może być aż tak przerażająco silne.
Kiedy weszłam w wiadomości, o mało co nie zwymiotowałam na klawiaturę. Szczerze mówiąc, wątpię, żebym czymś zwymiotowała. Chyba, że wodą, której chyba też zaczynało brakować w moim organizmie.
Kliknęłam w okienko z jego nazwiskiem i przeczytałam: Cześć, jak się masz? :) Byłam w szoku. Nie spodziewałam się, że jednak napisze. Do pokoju wszedł Alex, a ja pospiesznie zamknęłam okno z chatem.
- Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Dobrze, że zbliżają się wakacje co nie? - powiedział przyjaźnie i postawił koło komputera miseczkę owoców z jogurtem, wydzielone leki oraz szklankę wody. Kolejny raz w tym dniu doznałam szoku. To nie był mój brat, który dzień w dzień mnie przezywał, był dla mnie miły.
- Coś się stało? Jesteś jakiś.. inny - powiedziałam, uważnie się mu przyglądając.
- Po prostu muszę się zająć moją młodszą siostrą - znów się uśmiechnął. - A teraz, jadę do szkoły, bo się spóźnię na zajęcia. Nie czekaj na mnie z obiadem, za rodzicami tym bardziej, wracają za dwa dni. Trzymaj się!
Wyszedł szybko, a ja zostałam zdezorientowana w swoim pokoju. Ten dzień zaczął się wyjątkowo dziwnie.
Po chwili, myślami wróciłam do facebooka, przez chwilę zastanowiłam się, co odpisać Kieranowi.
Hej, wszystko w porządku, a u Ciebie? Wysłałam wiadomość, chwilę później zobaczyłam, że odpisał.
Kieran Lemon: W sumie to i dobrze, i źle. Nie potrafię określić czy jest okay ;)
Gabrielle Jansen: Jeśli mam być z Tobą szczera, to wcale nie jest w porządku, ale tak widocznie musiało być. 
Kieran Lemon: Czemu? coś się stało?
Gabrielle Jansen: Nie, nic poważnego. Po prostu chciałam być szczera ;)
Kieran Lemon: Mam nadzieję, że to rzeczywiście nie jest nic poważnego. Chciałem się zapytać, czy robisz dzisiaj coś specjalnego, bo będę przypadkiem w Londynie i chciałbym się spotkać.
Tego się kompletnie nie spodziewałam. Ten dzień stawał się coraz bardziej dziwny.
Gabrielle Jansen: Nie, od tygodnia siedzę w domu i nie mam, co z sobą zrobić. Byłam chora, a teraz każą mi "odpoczywać".
Kieran Lemon: To może innym razem, skoro jesteś jeszcze słaba. :)
Gabrielle Jansen: Jeśli nie będziesz mi kazał iść do domu strachu lub wsiąść jakiegoś dziwnego pojazdu będzie dobrze.
Kieran Lemon: W takim razie możemy się przejść na kawę, za 3 godziny będę w mieście, więc możemy się umówić w centrum.
Gabrielle Jansen: No dobrze, może na Oxford Street? Przy okazji kupię prezent na urodziny Jas :)
Kieran Lemon: Widzisz jak idealnie? Cieszę, że się zgodziłaś. :)
Gabrielle Jansen: Ja też. To o której się spotkamy?
Kieran Lemon: Może po Ciebie przyjadę? Tak będzie wygodniej, niż szukanie się potem.
Gabrielle Jansen: Em... nie wiem czy to jest dobry pomysł, sąsiedzi mogą sobie coś pomyśleć...
Kieran Lemon: Że co, że idziesz na randkę w biały dzień? W sumie to będą mieli racje :)
Gabrielle Jansen: Chyba nie zrozumiałam...
Kieran Lemon: Umówiliśmy się, więc można powiedzieć, że to randka. ;) Powiesz mi gdzie mieszkasz, czy mam na Ciebie czekać pod kawiarnią?
Zastanowiłam się chwilę i podałam mu adres, po czym napisał, że już schodzi i widzimy się o 12. Siedziałam przez pięć minut wpatrując się w ekran. To było jak sen, jak bajka, którą ktoś kiedyś opisał w książce dla dzieci. Po chwili napisała do mnie Jasminee, a ja jej opowiedziałam cały dzisiejszy poranek. Potem napisałam to samo Lenie, obie były w szoku, tak samo jak ja.
W końcu zebrałam się za zjedzenia śniadania, które przygotowała mi mama. Jadłam powoli i spokojnie, nie chciałam znów wszystkiego zwracać i lądować na pogotowiu. Potem wzięłam tabletki i popiłam wodą, siedziałam jeszcze pół godziny przed komputerem i przeglądałam, co się dzieje u ludzi w mojej szkole. Tak naprawdę nic ciekawego. Wszyscy żalili się na portalach, mówili jak to jest beznadziejnie. Pierwszy raz, nie zbluzgałam ich za narzekanie, każdy miał problemy, niestety nasz świat się na nich buduje.
Wstałam i zamknęłam laptopa, przy okazji sprawdzając na telefonie godzinę. 10:15, miałam jeszcze czas, więc poszłam się wykąpać. Gorący prysznic sprawił, że poczułam się o wiele lepiej. Wytarłam się i założyłam bieliznę, czarną dla ścisłości, bo leżała na samej górze szuflady. Kiedy wróciłam do pokoju, weszłam do garderoby i stałam chwilę przeglądając ubrania. W końcu wybrałam łososiową bluzkę i czarne spodnie. Ubrałam się i wróciłam do łazienki, aby wysuszyć włosy i nałożyć korektor na miejsca, w których widniały czerwone kropki.
O 11.30 skończyłam się szykować i stwierdziłam, że zejdę już na dół. Wzięłam jeszcze małą torebkę, do której schowałam portfel, telefon oraz słuchawki. Spryskałam się perfumem i zbiegłam na dół, o mało co nie zabijając się o buty mojego brata. Przeklnęłam go w myślach.
Chciałam zahaczyć o kuchnię, żeby się napić, kiedy zadzwonił dzwonek. Zdenerwowałam się, ale podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Cześć - uśmiechnęłam się do niego. Kieran wyglądał lepiej niż ostatnio, przez myśl mi przemknęło, że ubrał się lepiej niż za zwyczaj.
- Dzień dobry - odwzajemnił uśmiech i wszedł do środka. - Jesteś już gotowa?
Właśnie zaczęłam wiązać buty.
- Jak widać - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Po chwili wstałam i wzięłam torebkę z szafki. - No możemy iść.
Kiedy już zamykałam drzwi usłyszałam kroki na schodach, wpadłam z powrotem do domu, ale nie udało mi się zatrzymać Rina, który wybiegł na dwór. Bałam się, że wpadnie pod samochód, ale Kieran go zatrzymał i podniósł do góry.
- Uważaj z nim! - krzyknęłam. - To jeden z najważniejszych organizmów żywych na tym świecie, więc uważaj.
Chłopak spojrzał się na mnie i zaniósł psa z powrotem do domu. Zamknęłam za nimi drzwi i usiadłam na podłodze, głaszcząc psiaka po brzuchu.
- Chyba jednak się stąd nie ruszę - uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam na Kierana. - Przepraszam cię.
Uśmiechnął się do mnie, kucając przy Rinie, który dziwnym trafem polizał go po ręce i nie szczekał.
- Nie przepraszaj - jego wzrok zatrzymał się na moim spojrzeniu. W jego oczach było coś cudownego, przeszywał całą mnie, ale nie czułam się z tym źle, a wręcz przeciwnie. Sprawiał, że czułam się bezpiecznie.
- Może kolejnym razem uda nam się spotkać, bez niespodzianek - zaśmiałam się.
- Czemu kolejnym? Jak już to jestem to czemu się jakoś nie rozerwać?
Spojrzałam na niego, jakby żartował.
- Jakbyś nie zauważył, jesteśmy u mnie w domu, z psem, który zachowuje się jak małe dziecko na etapie przedszkolnym - zaśmiał się tylko.
- Ale masz kuchnię, lodówkę i stereo, co ci więcej potrzeba? - miał racje, ale jakoż ja jestem osobą, która niechętnie przyznaje komuś racje, pokiwałam bez przekonania głową, a on się tylko uśmiechnął.
Przez kolejne dwie godziny Kieran mówił mi o tym jak wygląda koncert i trasa, zawsze mnie to ciekawiło. To co mówił o fanach sprawiło, że nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Imprezujesz? - zapytał się mnie nagle.
- Nie - odpowiedziałam poważnie. - Nie lubię dużych imprez, kiedy jest mnóstwo alkoholu, idiotycznych facetów i dziewczyn z cyckami na wierzchu. To nic nie wnosi do życia, a nawet zabiera wiele czasu i zdrowia.
- Serio? - zdziwił się i wyprostował. - Aż tak cię to drażni?
- Tak, wolę siedzieć w domu i pisać niż nachlać się w trzy dupy, a potem leżeć na kanapie jak mój starszy brat - westchnęłam. Kieran patrzył na mnie jakbym była szalona. - No co? Może jestem nudna, ale ja naprawdę nienawidzę imprez.
- Nie jesteś nudna - uśmiechnął się. - Ale nie potrafię zrozumieć dlaczego tak nienawidzisz tego typu rozrywek?
- No przecież ci wytłumaczyłam - spojrzałam na niego jak na idiotę. Ale po chwili zrozumiałam o co mu chodzi. - Myślisz, że ktoś mnie zranił, tak?
Kiwnął głową, a ja tylko spojrzałam na Rina, bawiącego się gumowym kurczakiem i uśmiechnęłam się smutno.
- Może tak - spojrzałam mu w oczy. - Ale to nie jest w tym wszystkim bardzo istotne i ważne.
- Dla mnie jest - spoważniał. Teraz ja się zdziwiłam. Praktycznie mnie nie znał, a zachowywał się jak najlepszy przyjaciel.
- Dlaczego? - wypaliłam, po czym ugryzłam się w język. Niestety za późno. Zmieszał się, nie wiedział co odpowiedzieć. Widziałam to na jego twarzy, przez chwilę nastała między nami cisza, przerywana przez pisk psiej zabawki. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Don't let them see you cry umilkło wraz z kliknięciem na zielony przycisk.
- Tak słucham?
- Cześć kochanie, tu mama. Wrócimy za dwa dni, mamy bardzo ważne sprawy do załatwienia w Stanach. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. 
- Tak, Alex mi mówił, że was nie będzie. Powodzenia - uśmiechnęłam się słabo i pożegnałam z mamą. - Zajebiście, jak zwykle.
- Coś się stało? - zapytał się Kieran, lekko zdenerwowany.
- Nic, tylko znów rodzice musieli lecieć w sprawie jakiegoś kontraktu, brat mnie zostawił na noc najprawdopodobniej, ale przywykłam. To norma - słaby wyraz twarzy nie znikał. - Ale wybacz, nie chcę o tym rozmawiać, ani o niezbyt przyjemnych wspomnieniach, dobrze?
Uśmiechnął się do mnie i złapał za rękę, nie wiem czemu to zrobił, ale podobało mi się. Przysunął mnie bliżej do siebie i przytulił, nic więcej. Ta chwila mogła trwać wiecznie, ale mój zazdrosny szczeniak wskoczył mu na kolana i zaczął szczekać, a my śmiać.
- Słuchaj skoro nigdzie nie wychodzimy, a tobie się nie chce stąd ruszyć to coś ugotujemy? - zapytałam się, wstając powoli z kanapy. Ruszyłam w kierunku kuchni, a Rino za mną.
Kieran się nie odzywał, czułam na sobie jego spojrzenie. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się.
- To co?
- Skoro nalegasz - zaśmiał się i podszedł do mnie. - Ale pójdziemy trochę inaczej.
Odwrócił się do mnie plecami i nachylił.
- No na co czekasz, wskakuj - zaśmiałam się i wskoczyłam mu na plecy. Byłam szczęśliwa, nie sądziłam, że on może taki być. Kiedy weszliśmy do kuchni, a ja stałam już na podłodze, podszedł do mnie i spojrzał w oczy.
- Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny, które spotkałem - uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek. Stałam tak zdezorientowana przez chwilę, odeszłam od niego i zaczęłam wyciągać z szafy warzywa oraz chude mięso z indyka.
- Ty też - powiedziałam spokojnie. Zbyt wiele emocji jak na jeden dzień, źle na mnie wpływało. Musiałam się zająć czymś innym, więc zaczęłam przygotowywać jedzenie.
- Pomóc ci? - zapytał się zmieszany brunet, ale ja machnęłam tylko ręką, żeby usiadł. Włączyłam radio i zaczęłam się kołysać w rytm muzyki, zapominając o bożym świecie. Właśnie leciało What makes you beautiful, kiedy usłyszałam zza pleców:
- You don't know you're beautiful.
Odwróciłam się i zaczęłam śmiać na widok tańczącego z moim psem Kierana.
- Ty serio chcesz mnie dzisiaj zabić - powiedziałam do niego.
- Nie, po prostu uwielbiam jak się uśmiechasz - postawił Rina, na ziemi, wziął łyżkę i zaśpiewał do niej ostatnią solówkę Harry'ego, a ja zaśmiałam się i spaliłam buraka.
Nie sądziłam, że po tygodniach dołowania się i choroby, ten, który był jednym z powodów mojego złego nastroju, sprawi, że będę się czuć szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz